Skandal w F1. Verstappenowi i jego bliskim grożono śmiercią

- Zaczęli atakować moją rodzinę, grozili mojej siostrze, mamie, dziewczynie i tacie - mówi Max Verstappen, który po GP Sao Paulo otrzymał w sieci mnóstwo pogróżek. Wszystko przez to, że nie oddał pozycji na torze Sergio Perezowi.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Max Verstappen Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Formuła 1 nadal żyje wydarzeniami z GP Sao Paulo, w którym Max Verstappen nie oddał pozycji Sergio Perezowi, co wywołało wściekłość u Meksykanina. - Pokazał, jaki jest naprawdę - mówił kierowca Red Bull Racing o partnerze z zespołu, który nie wsparł go w walce o tytuł wicemistrza świata F1. Red Bull Racing wydał oświadczenie, w którym winę za incydent z Brazylii wziął na siebie.

"Czerwone byki" twierdzą, że Verstappen nie został odpowiednio poinformowany o konieczności oddania pozycji Perezowi. Równocześnie ekipa z Milton Keynes ujawniła, że Holender stał się ofiarą ataków w mediach społecznościowych i zaczął otrzymywać pogróżki. Niektórzy nawet grozili śmiercią 25-latkowi.

"Wydarzenia, które miały miejsce w mediach społecznościowych, są nie do przyjęcia. Obraźliwe zachowanie względem Maxa, Sergio, zespołu i ich rodzin jest szokujące i zasmucające. Niestety, jest czymś, z czym jako sport musimy się borykać z przygnębiającą regularnością. Nie ma na to miejsca w wyścigach ani w społeczeństwie. Musimy to zwalczać" - oświadczył Red Bull.

Głos ws. ostatnich wydarzeń zabrał dwukrotny mistrz świata F1, który obwinił media o atak kibiców na swoją osobę. - Po wyścigu zostałem przedstawiony w negatywnym świetle. Dziennikarze nie mieli jednak jasnego obrazu całej sytuacji. Krytykowanie mnie w ten sposób jest śmieszne, bo ci ludzie nie wiedzą, jak pracuję w zespole i jak mocno ekipa mnie docenia - powiedział Verstappen w ESPN.

Holenderskie media twierdzą, że Verstappen nie oddał pozycji Perezowi, bo ma pretensje do Meksykanina o wydarzenia z kwalifikacji do GP Monako. W nich 32-latek miał celowo rozbić swój bolid, aby doprowadzić do przedwczesnego przerwania "czasówki" i uzyskania lepszego wyniku niż zespołowy partner.

- Niech to pozostanie między nami. Media nie znają prawdziwej historii, ale nie muszą o niej pisać. Jestem zmęczonymi tymi wszystkimi bzdurami, jakie krążą cały czas. Gdy tylko pojawia się coś negatywnego, media muszą to podkreślać i drążyć. Bycie częścią tego wszystkiego jest obrzydliwe. W ostatnią niedzielę nie zrobiłem nic złego - wyjaśnił Holender, który ze szczegółami opowiedział o pogróżkach, jakie zaczął otrzymywać.

- To rozczarowujące, że ludzie nie znają faktów, a wypisują takie rzeczy. Nie wiem, dlaczego tak jest. W ten sposób przyczynia się do problemów, jakie trapią media społecznościowe. Wszystkie rzeczy, które przeczytałem, są obraźliwe. Zaczęli atakować moją rodzinę, grozili mojej siostrze, mamie, dziewczynie i tacie - powiedział Verstappen.

- Jak dla mnie, to idzie za daleko. Jeśli masz ze mną problem, to w porządku, ale nie atakuj mojej rodziny, bo to jest niedopuszczalne. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie mają pełnego obrazu sytuacji, a atakują moją osobę i bliskich. Mam nadzieję, że ci ludzie pewnego dnia zrozumieją swoje zachowanie, bo ono jest nie do zaakceptowania. Dotyczy to też słów w padoku F1. Nie tylko kibice, ale wielu ludzi wypowiada się na mój temat, a ich słowa są śmieszne - podsumował kierowca Red Bulla.

Czytaj także:
Robert Kubica w Dakarze? To zdjęcie rozpali kibiców
Stracili miliony dolarów i kierowcę. Zespół F1 wyciągnął wnioski

Czy F1 skutecznie walczy z hejtem w sieci?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×