Podczas gdy część zespołów przy okazji prezentacji swoich bolidów pokazuje jedynie wirtualne grafiki, a inne "ubierają" starszy model w nowe malowanie, Ferrari poszło na całość. We wtorek w Maranello z dużym rozmachem odbyła się premiera SF23. Na jej potrzeby przygotowano specjalną scenę i trybuny, a pokaz zakończył się wyjazdem nowego samochodu na tor.
Dla włoskiego zespołu model SF23 jest niezwykle ważny. W ubiegłym roku Ferrari dysponowało szybką maszyną na dystansie jednego okrążenia, co przełożyło się na aż dwanaście pole position.
Jednak liczne awarie i błędy strategiczne sprawiły, że Włosi nie byli w stanie zamieniać zwycięstw w kwalifikacjach w wygrane wyścigi. To wpłynęło m.in. na odejście z firmy Mattii Binotto, którego w roli szefa zespołu zastąpił Frederic Vasseur.
- Jestem pewien, że Ferrari na tę chwilę, choć moje doświadczenie ogranicza się do ostatnich dwóch tygodni, ma wszystko, by wygrywać. Musimy złożyć wszystko razem, aby wykonać dobrą robotę. Jednak jestem przekonany, że mamy na miejscu wszystkie składniki, aby zdobyć tytuł - przekonywał ostatnio Vasseur, cytowany przez motorsport.com.
Kierowcami Ferrari w sezonie 2023 pozostaną Charles Leclerc i Carlos Sainz. Aby umożliwić im walkę o tytuł, zespół pracował nad największymi bolączkami ubiegłorocznego bolidu, chcąc uniknąć błędów przy konstrukcji SF23. Dlatego nowa maszyna ma być mniej awaryjna, dysponować mocniejszym silnikiem i być nieco lżejsza. To ma przełożyć się m.in. na mniejszą konsumpcję opon w trakcie wyścigu.
Jeśli chodzi o malowanie SF23, Ferrari nie mogło zrezygnować z charakterystycznej czerwieni. Po raz kolejny bolid ekipy z Maranello ma jednak szereg elementów w czarnych barwach. To jeden ze sposobów na obniżenie wagi całej konstrukcji, bo niepomalowane włókno węglowe pozwala zaoszczędzić sporo masy.
Czytaj także:
- Zrobili to po cichu. Złagodzono sankcje dla Rosjan
- Ten bolid może być niespodzianką w F1. Aston Martin ujawnił nową maszynę
ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia