Arabia Saudyjska od lat jest zaangażowana w wojnę domową w Jemenie, co miało ogromny wpływ na wydarzenia podczas wyścigu Formuły 1 w Dżuddzie w ubiegłym sezonie. Pod koniec pierwszego treningu przed GP Arabii Saudyjskiej rakiety spadły na zakłady Aramco oddalone kilkanaście kilometrów od toru ulicznego w Dżuddzie. Wywołało to ogromny niepokój wśród kierowców F1.
Zawodnicy obawiali się, że podczas kwalifikacji albo wyścigu rebelianci z Ruchu Huti powtórzą swój atak. Dlatego zdecydowana większość z nich żądała odwołania GP Arabii Saudyjskiej. W padoku doszło do wielogodzinnych rozmów, które trwały do późnych godzin nocnych.
Nie jest tajemnicą, że Formuła 1 wymusiła na kierowcach dalszą rywalizację w GP Arabii Saudyjskiej. Wygrały pieniądze, bo ten kraj jest obecnie największym sponsorem królowej motorsportu. Saudyjczycy za prawa do organizacji wyścigu płacą ponad 50 mln dolarów rocznie, a dodatkowo 10-letni kontrakt sponsorski Aramco z F1 wart jest 500 mln dolarów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaj człowieka, który strzela gole w... budowlanych rękawicach
Po roku od wydarzeń z Dżuddy, ryzyko ataku rebeliantów wciąż istnieje. Wprawdzie Saudyjczykom udało się osiągnąć rozejm z Ruchem Huti, ale reżim w Rijadzie nie jest w stanie dać 100 proc. gwarancji F1, iż nie dojdzie do żadnych niespodziewanych zdarzeń. Dlatego organizatorzy GP Arabii Saudyjskiej postanowili, że zawody odbywać się będą przy zaostrzonych środkach bezpieczeństwa - ustalił "The Sun".
Na torze i w jego pobliżu znajdować ma się większa liczba służb. Dodatkowo władze Arabii Saudyjskiej zapowiadają w najbliższych dniach zwiększone kontrole w Dżuddzie, w kluczowych miejscach zainstalowano również dodatkowe kamery monitoringu.
Aby kierowcy F1 czuli się bezpiecznie w Dżuddzie, cała uwaga systemu obrony przeciwrakietowej Arabii Saudyjskiej ma być skupiona właśnie na mieście, w którym znajduje się tor uliczny. Podobnie było już przed rokiem. Po ataku Ruchu Huti postanowiono wówczas, że nowoczesny system będzie zwracać szczególną uwagę na okolice toru i padoku.
- Wszystkie agencje ochrony były w najwyższej gotowości pod względem bezpieczeństwa. Dotyczyło to każdego rodzaju zagrożeń. To jest całodobowa obserwacja. Patrzymy, skąd może nadejść zagrożenie i co zrobić w takiej sytuacji - powiedział wtedy książę Abudulaziz Bin Turki Al-Faisal, saudyjski minister sportu, cytowany przez motorsport.com.
- Pocisk spadł na obrzeżach miasta. Nie było ofiar, zapalił się jedynie zbiornik z paliwem. Sam w tym czasie lądowałem na lotnisku. Jeśli będzie zagrożenie, to odwołamy wyścig F1. Jednak takiego zagrożenia nie ma. To mówiliśmy wszystkim tu obecnym - wyjaśniał Al-Faisal.
Tegoroczny weekend F1 z GP Arabii Saudyjskiej potrwa od 17 do 19 marca.
Czytaj także:
- Mercedes przeprosił kibiców. Ostatnie wyniki "zraniły zespół"
- Nici z głośnego transferu w F1? Młody talent może stracić olbrzymią szansę