Otmar Szafnauer to jeden z bardziej doświadczonych inżynierów w Formule 1. Ma na swoim koncie pracę dla Forda, BAR, Jaguara, Hondy, Force India i Aston Martina, zaś od 2022 roku jest szefem Alpine. 58-letni Amerykanin pojawił się w Polsce na zaproszenie BP, aby porozmawiać o korzyściach płynących ze współpracy firm paliwowych z królową motorsportu.
Była to też okazja, aby poruszyć z Szafnauerem m.in. tematy związane z Robertem Kubicą, jak i Marcinem Budkowskim - jego poprzednikiem w roli szefa Alpine.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Po raz pierwszy gości pan w Polsce. Jak F1 i Polska, to Robert Kubica. Był taki moment, gdy brał pan uwagę jego transfer?
Otmar Szafnauer, szef Alpine: Tak, to jeszcze były czasy Racing Point. Odbyliśmy miłą rozmowę, gdy byłem na wakacjach we Włoszech, a on podróżował po okolicy rowerem i przypadkiem wpadliśmy na siebie. Usiedliśmy na kawie, był temat jego pracy jako rezerwowy w naszym zespole, bo wygasała mu umowa z Alfą Romeo. Robert wybrał jednak dalszą pracę z tym zespołem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: efektowny Grosicki na treningu
Robert Kubica wspomniał mi ostatnio, że w F1 zrobiła się moda na kontraktowanie młodych kierowców, a tym starszym trudniej o kontrakt. Pan faktycznie preferuje młodszych zawodników?
Naszym zamiarem jest, aby mieć kombinację młodych kierowców, ale doświadczonych. Gasly i Ocon spełniają te warunki. Razem mają na swoim koncie ponad 100 wyścigów i są w F1 od lat. Mamy zatem połączenie młodości z doświadczeniem, ale też prędkością. Nie zakontraktowaliśmy ich tylko dlatego, że są młodzi.
Równocześnie mamy też w F1 zakaz testów. To sprawia, że doświadczeni kierowcy jak Robert Kubica, nie mogą pomóc ekipom. Z tego powodu Roberta nie ma obecnie w padoku.
Robert ma rację mówiąc, iż trudno wykorzystać potencjał rezerwowych, skoro nie ma testów. Sami teraz mamy jako rezerwowego w postaci młodego Jacka Doohana i okazuje się, że trudno dać mu czas w bolidzie F1. Mamy dla niego program rozwojowy, który zakłada jazdy samochodem starszej generacji. Dzięki temu może poczuć smak F1. Staramy się w ten sposób podnosić jego umiejętności.
Trudno jednak organizować takie jazdy starszym kierowcom i tutaj ponownie Robert ma rację. On sam wchodził do F1, gdy tych testów dla rezerwowych było znacznie więcej. Pamiętam swoje początki w tym sporcie, gdzie mieliśmy mnóstwo sesji testowych. Właściwie jeździliśmy bolidem po torze od poniedziałku do piątku. Wtedy posiadanie doświadczonego rezerwowego czy testera miało sens.
W tamtym okresie mieć kierowcę testowego było wręcz obowiązkiem, bo dochodziło do sytuacji, w których etatowi zawodnicy jeździliby za dużo i byliby przemęczeni. Obecnie tak nie jest. To uderza w takich starszych kierowców jak Robert.
To może Formuła 1 jest za mała? Może czas na powiększenie stawki o nowe zespoły? To byłaby szansa dla tych starszych kierowców, jak Robert.
Może jest, może nie jest. Mamy teraz 20 bolidów na torze, które są w stanie zapewnić solidną rozrywkę i ciekawe wyścigi. Wprowadziliśmy w sezonie 2022 nowe regulacje, których zamiarem było wyrównanie stawki i doprowadzenie do bardziej ścisłej walki. To się udało. W osiągnięciu tego celu pomaga też limit budżetowy, bo ograniczenie finansów sprawiło, że zespoły są bardziej stabilne.
Czy Formuła 1 powinna liczyć jedenaście, dwanaście zespołów? Może, ale myślę, że zanim dojdziemy do tego punktu, to chętni na dołączenie do F1 muszą udowodnić, że swoją obecnością uatrakcyjnią wyścigi. Sprawią, że Formuła 1 stanie się ciekawsza niż jest dzisiaj. Proces prowadzący do ewentualnego powiększenia stawki trwa, międzynarodowa federacja (FIA) i właściciel F1 muszą to wszystko ocenić i zadecydować wspólnie.
Czy Alpine posiada jakieś porozumienie z Michaelem Andrettim, który chce dołączyć do F1 wraz ze swoim zespołem?
Mamy pewną umowę. Jeśli wejdą do F1, to będziemy zainteresowani dostarczaniem im silników. Jednak najpierw oni muszą uzyskać zgodę na rywalizację w mistrzostwach, a to nie ma nic wspólnego z nami.
Wspomniał pan też o limicie kosztów. W ostatnich dniach Helmut Marko z Red Bulla ujawnił, że sześć zespołów miało przekroczyć pułap finansowy w sezonie 2022. Alpine jest w tym gronie?
Nie wiem, jak Helmut to obliczył. My zrobiliśmy wszystko, aby zmieścić się w wyznaczonym budżecie. Została nam nawet spora suma poniżej kreski. Dlatego nie wiem, skąd on wziął te liczy i dlaczego akurat sześć zespołów miało złamać regulamin. A czy Red Bull znów jest w tym gronie? O tym nie wspomniał (śmiech). My w każdym razie nie mamy jakichkolwiek sygnałów z FIA, abyśmy przekroczyli budżet w sezonie 2022.
Inne połączenie F1 z Polską to Marcin Budkowski, który był szefem Alpine przed panem. Po jego odejściu, musiał pan wprowadzać wiele zmian w fabryce?
Te zmiany były niewielkie. Jestem osobą, która woli dobrze zrozumieć procesy, zanim zacznie wprowadzać jakąś rewolucję. Spędziłem w Alpine ponad rok i teraz lepiej rozumiem sytuację zespołu, jego słabsze punkty. Dlatego zaczynamy np. zatrudniać nowych pracowników w tych działach, które wymagają wzmocnienia. To się dzieje. Od momentu odejścia Marcina zatrudniliśmy może 80 nowych osób. To jakieś 10 proc. personelu. Staram się też podnosić kwalifikacje niektórych pracowników.
Alpine posiada dwie odrębne siedziby. W Wielkiej Brytanii budowany jest bolid, we Francji - silniki. Czy to tworzy jakiś problem?
Nie. Mamy fabrykę w Enstone w Anglii, jak i w Viry we Francji. Mercedes ma przecież zakłady w Brackley i Brixworth, też nie działają pod jednym dachem. Może są w jednym kraju, ale czy to ma znaczenie w dzisiejszych czasach? Możesz przecież być 5 km dalej, możesz być 500 km dalej, ale dalej nie jesteś pod tym samym dachem w takiej sytuacji.
Teraz mamy takie technologie, że można zarządzać ludźmi i procesami w sposób zdalny. Mamy wideokonferencje, spotkania online. Ludzie z fabryki w Viry regularnie przyjeżdżają do Enstone, zaś inżynierowie z Anglii regularnie pojawiają się we Francji. Ta współpraca działa naprawdę dobrze.
Wcześniej był pan szefem Force India, które przez lata zaskakiwało F1 wynikami ponad stan, bo miało niewielki budżet. Dostrzega pan znaczące różnice w zarządzaniu tym zespołem a Alpine?
Tak. Widzę podobieństwa, ale też różnice. Force India było mniejszym zespołem. Przede wszystkim, tam kupowaliśmy silnik od obcego producenta, nie rozwijaliśmy go we własnym zakresie. Nie mieliśmy takiego działu rozwoju jak Alpine, tunel aerodynamiczny nie był tak zaawansowany. Nie mieliśmy też konkretnego symulatora. Różnica w infrastrukturze obu zespołów była ogromna.
Alpine ma więcej ludzi niż Force India, bardziej rozwiniętą infrastrukturę, a staramy się ją jeszcze rozbudowywać. Zamówiliśmy chociażby nowy symulator, który jest w fazie produkcji. Myślimy też o modernizacji tunelu aerodynamicznego. Ta decyzja nie została jeszcze podjęta, ale zapadnie w najbliższej przyszłości.
To wszystko wiąże się też z większą presją, bo w Force India jej nie było.
Presja to jest coś, co zawsze występuje w F1. I oto w tym chodzi. W tym sporcie zawsze są dwa szczęśliwe zespoły. Jeden, który odnosi zwycięstwa. Drugi, który notuje lepsze wyniki niż było mu to zapowiadane, który przerasta oczekiwania ekspertów.
Przewidywania ekspertów przerasta teraz Aston Martin, czyli dawne Force India, a więc pański były zespół.
Wobec każdego z nas są jakieś oczekiwania. My nie jesteśmy daleko od Ferrari, Mercedesa i Aston Martina. Jasne, oni są przed nami w klasyfikacji na ten moment, ale nie mają znaczącej przewagi. Jesteśmy w stanie ich dogonić.
Pytam nieprzypadkowo o Aston Martina, bo Fernando Alonso opuścił Alpine właśnie na rzecz tego zespołu. Żałuje pan?
Nie. Mamy dwóch bardzo dobrych kierowców. W miejsce Fernando dołączył do nas Pierre Gasly, który jest fantastyczny. Jest młody i szybki, ma na swoim koncie wygrany wyścig F1, a jest przy tym już doświadczony. Razem z Estebanem Oconem tworzy dobre połączenie.
rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Rosjanin pozwał władze Kanady. Walczy o zniesienie sankcji
- Protesty we Francji zagrożeniem dla F1. Co z GP Monako?