Sebastian Vettel zakończył regularne starty w Formule 1 po sezonie 2022. Wprawdzie jeszcze kilkanaście tygodni temu Niemiec był wymieniany jako kandydat do zastąpienia kontuzjowanego Lance'a Strolla w GP Bahrajnu, ale ostatecznie młody kierowca Aston Martina wyleczył uraz nadgarstków na czas. To sprawiło, że czterokrotny mistrz świata F1 mógł nadal w pełni korzystać z życia rodzinnego.
Jednak wkrótce Vettela znów zobaczymy w bolidzie F1, co sam zainteresowany ogłosił w środę w mediach społecznościowych. 35-latek pojawi się na Festiwalu Prędkości w Goodwood, gdzie poprowadzi maszyny z własnej kolekcji. Czterokrotny mistrz świata, jak na wielkiego fana królowej motorsportu, od pewnego czasu kolekcjonuje dawne samochody.
Vettel zasiądzie w bolidzie Williamsa, w którym Nigel Mansell zdobywał tytuł mistrzowski na początku lat 90., jak i poprowadzi McLarena sezonu 1993. W tym przypadku jest to maszyna, którą miał okazję ścigać się sam Ayrton Senna.
ZOBACZ WIDEO: Bolid F1 jechał w tłum dziennikarzy! Absurdalna sytuacja w trakcie Grand Prix Azerbejdżanu
Jako że Vettel jest fanem nowych technologii i ochrony środowiska, bolidy F1 podczas demonstracyjnych przejazdów napędzane będą ekologicznymi paliwami. Wszystko zgodnie z inicjatywą "Wyścig bez śladu węglowego", którą wspiera były kierowca takich ekip jak Red Bull Racing, Ferrari i Aston Martin.
- Wspaniale jest wrócić do Goodwood po tylu latach. Nie mogę się doczekać, aby usiąść za kierownicą niektórych z moich najbardziej pamiętnych samochodów, które będą tym razem napędzane zrównoważonym paliwem. Jestem pasjonatem ścigania i ważne jest dla mnie, abyśmy nadal czerpali frajdę z jazdy kultowymi bolidami, ale ważne byśmy to robili w odpowiedzialny sposób - przekazał Vettel.
Dla niemieckiego kierowcy nie jest to pierwsza okazja do wizyty na Festiwalu Prędkości w Goodwood. Vettel pojawił się na nim w roku 2012, gdy wykonał demonstracyjny przejazd modelem Red Bull RB7.
Czytaj także:
- Red Bull pozwoli walczyć Perezowi o tytuł. Szykuje się konflikt z Verstappenem?
- Nudne wyścigi zagrożeniem. Szef Mercedesa skarcił F1