Sergio Perez przedwcześnie zakończył udział w sobotnim sprincie Formuły 1, gdyż został zabrany na pobocze w wypadku, w którym uczestniczyli też Esteban Ocon i Nico Hulkenberg. Uszkodzenia w maszynie Meksykanina były na tyle duże, że mechanicy Red Bull Racing musieli sięgnąć po zapasowe podwozie.
W bolidzie Red Bulla wymieniono też cały silnik, bo naruszenie przepisów parku zamkniętego i rozpoczęcie prac po zakończeniu kwalifikacji skutkowało tym, że 33-latek został zmuszony do rozpoczęcia GP Kataru z alei serwisowej.
Perez może mówić jednak o sporym szczęściu, bo groziła mu dodatkowa kara czasowa w postaci rozpoczęcia wyścigu dopiero po 10 s od startu innych kierowców. FIA mogła bowiem uznać, że Red Bull tak naprawdę zbudował trzeci bolid przy okazji GP Kataru.
ZOBACZ WIDEO: Polski mistrz szczerze o swojej przemianie. "Byłem łobuzem"
Taka sytuacja miała miejsce ostatnio w GP Japonii, kiedy to szereg napraw w bolidzie Logana Sargeanta poskutkował tym, że kierowca Williamsa ruszył do wyścigu 10 s za resztą stawki F1.
Jednak sędziowie doszli do wniosku, że Red Bull rozebrał oryginalny bolid Pereza do tego stopnia, że nie spełniał on już kryteriów "samochodu", dlatego w żadnym momencie nie można było mówić o sytuacji, w której na Meksykanina czekałyby dwie maszyny.
Kara dla Pereza w GP Kataru ogranicza się zatem do startu z alei serwisowej, co ma związek z przekroczeniem dostępnej liczby elementów silnikowych. Kierowca Red Bulla otrzymał na Losail nadprogramową jednostkę spalinową, nową turbosprężarkę, MGU-H, MGU-K i zupełnie nowy pakiet elektroniki sterującej.
Niewykluczone, że Red Bull swoim zachowaniem po raz kolejny umiejętnie obszedł przepisy i znalazł w nich lukę. Dlatego też panel sędziowski zalecił, by na przyszłość przeanalizować definicję "samochodu zapasowego".
Czytaj także:
- "Najlepszy z tytułów". Verstappen chce być jeszcze lepszy
- Kierowcy F1 są wściekli. Nikt im nie powiedział o problemach z oponami