Kierowca Ferrari wybierze się na pielgrzymkę? Ma dość prześladującego go pecha

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc

- Może wybiorę się na pielgrzymkę do Lourdes? - zastanawia się Charles Leclerc. Kierowca Ferrari z powodu awarii silnika nawet nie wziął udziału w GP Sao Paulo. To kolejna pechowa sytuacja z udziałem Monakijczyka w ostatnich miesiącach.

Charles Leclerc nie może narzekać na nadmiar szczęścia w ostatnich miesiącach. W sezonie 2022 jego szanse na tytuł mistrzowski w Formule 1 zostały storpedowane przez ciągłe awarie bolidu Ferrari, jak i kiepskie decyzje strategiczne zespoły z Maranello.

W tym roku czerwony samochód jest znacznie wolniejszy od konstrukcji Red Bull Racing, a gdy pojawiają się nieco lepsze weekendy, znów daje o sobie przypominać pech prześladujący Leclerca. W GP Sao Paulo awaria na okrążeniu formującym sprawiła, że 26-latek wypadł z toru i nawet nie ruszył do wyścigu.

- Najpierw straciłem hydraulikę układu kierowniczego, potem tylne koła zablokowały się ze względu na pracę silnika w trybie awaryjnym. Dlatego wylądowałem w bandzie. Nie mogłem nic na to poradzić. Byłem wściekły. To ogromny pech, bo w ten weekend zrobiliśmy wszystko, aby dobrze wypaść w wyścigu, a skończyło się na wypadku na okrążeniu formującym - powiedział Leclerc włoskiemu "Motorsportowi".

ZOBACZ WIDEO: Dzień z mistrzem. Bartłomiej Marszałek: "To wtedy poczułem, że kocham ten sport"

- Nie mogę powiedzieć, że mam nadmiar szczęścia w tym roku. Może wybiorę się na pielgrzymkę do Lourdes? Nie wiem, co mam robić. Mogę tylko spisywać się dobrze w samochodzie. Gdy ponownie założę kask, dam z siebie 150 proc. Tego możecie być pewni. Kwestię awarii omówimy z zespołem - dodał monakijski kierowca.

Kierowca Ferrari po swojej awarii próbował jeszcze zrestartować bolid, który był w stanie przejechać kilkadziesiąt metrów. Ostatecznie jednak 26-latek był zmuszony zaparkować swoje SF23 przy drodze ewakuacyjnej. Wprawdzie GP Sao Paulo zostało przerwane zaraz po starcie czerwoną flagą ze względu na poważny wypadek, ale nawet gdyby samochód Monakijczyka dotarł w tym czasie do alei serwisowej, to nie mógłby wziąć udziału w restarcie.

- Próbowałem ponownie odpalić bolid, ale nie byłem w stanie. Skończyło się tym, że zabrano go na pobocze i nie pozwolono mi na restart po czerwonej fladze - wyjaśnił.

Czytaj także:
- Robert Kubica pisze historię. Nie powiedział ostatniego słowa
- Niebywałe osiągnięcie Kubicy. Jest komentarz jego szefa

Źródło artykułu: WP SportoweFakty