Szef Red Bulla chce się pozbyć konkurencji. Oto jego plan

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Christian Horner
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Christian Horner

Christian Horner zachował stanowisko szefa Red Bull Racing, choć w pewnym momencie wydawało się to wątpliwe. Brytyjczyk ma ciągle poparcie tajskich akcjonariuszy Red Bulla i chce wzmocnić swoją pozycję w firmie. W jaki sposób?

Gdy na początku lutego Christian Horner został oskarżony o "niewłaściwe zachowanie" względem jednej z pracownic, wydawało się, że los szefa Red Bull Racing jest przesądzony. Sprawa, o której jako pierwszy napisał "De Telegraaf", wydawała się bardzo poważna. Brytyjczyk został posądzony o mobbing i molestowanie seksualne. Szybko stało się jednak jasne, że sytuacja jest bardziej zagmatwana i dotyczy tak naprawdę walki o władzę wewnątrz najlepszego zespołu Formuły 1. Osoby powiązane z Helmutem Marko chcą się pozbyć Brytyjczyka.

Szef Red Bulla może jednak liczyć na wsparcie tajskich akcjonariuszy firmy produkującej napoje energetyczne, a to do nich należy 51 proc. giganta. Z informacji "Bilda" wynika, że Horner chce wykorzystać ten fakt. 50-latek chciałby rozszerzenia swoich wpływów i mianowania na stanowisko dyrektora wykonawczego koncernu.

Gdyby Brytyjczyk przeforsował swój plan, zastąpiłby trzech kluczowych menedżerów Red Bulla - Olivera Mintzlaffa (dyrektor generalny), Franza Watzlawicka (dyrektor operacyjny) i Alexandra Kirchmayra (dyrektor finansowy). W ten sposób Christian Horner skupiłby w swoich rękach niemal całą władzę w zakresie aktywności Red Bulla w świecie motorsportu.

ZOBACZ WIDEO: Zobacz obrady kapituły plebiscytu Herosi WP! Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych

Wcześniej niemieckie źródła sugerowały, że Horner ma plan polegający na wydzieleniu spółki Red Bull Racing z całego koncernu. Zespół F1 stał się bowiem na tyle dużym graczem, że byłby w stanie działać w pojedynkę. Wiązałoby się to jednak z pojawieniem inwestorów z zewnątrz, co osłabiłoby pozycję Austriaków w firmie. Ten pomysł spodobał się Tajom, ale nie wywołał ekscytacji w Austrii, gdyż był konsultowany za plecami Marko i Mintzlaffa.

"Bild" zwraca uwagę na to, że Brytyjczyk rozpoczął swoje działania po śmierci Dietricha Mateschitza. Twórca potęgi Red Bulla zmarł jesienią 2022 roku, a już kilka miesięcy później pojawiły się plotki o możliwym zwolnieniu Helmuta Marko. "Mateschitz nie był przyjacielem Hornera" - napisał niemiecki tabloid.

Zdaniem gazety, Marko kilkukrotnie ratował Hornera przed zwolnieniem i wstawiał się za Brytyjczykiem u szefa austriackiego koncernu. "Wszyscy zaznajomieni z tematem są zgodni co do jednego: gdyby Mateschitz był ciągle z nami, Horner zostałby już dawno zwolniony" - napisał "Bild".

Czytaj także:
- Wojna o pieniądze w F1. W puli miliardy dolarów
- Zaskakujący transfer z Ferrari do Mercedesa. Zemsta za ruch Hamiltona?

Komentarze (0)