W pierwszym zakręcie zderzyli się Lewis Hamilton, Fernando Alonso i Lance Stroll, a najbardziej w całej sytuacji oberwał jadący po zewnętrznej Lando Norris. Kierowca McLarena znajdował się na zewnętrznej, został trafiony przez jednego z rywali i zakończył udział w sprincie Formuły 1 w Miami.
To Hamilton zamieszał zaraz po starcie, ale kierowca Mercedesa bronił się, że Alonso "zostawił miejsce". 39-latkowi trzeba przyznać częściowo rację, bo Hiszpan od początku wjazdu w zakręt wynosił się na zewnętrzną i zostawił sporo wolnej przestrzeni.
- Zobaczymy, co sędziowie postanowią. Chyba nie będzie żadnej decyzji, bo Hamilton nie jest Hiszpanem. Myślę jednak, że tym manewrem zrujnował sprint kilku kierowcom. Zwłaszcza Norrisowi, który miał bardzo szybki bolid i odpadł z rywalizacji wskutek tego zdarzenia - powiedział Alonso w DAZN.
ZOBACZ WIDEO: Lebiediew szczery do bólu. "Nie umiem tam jeździć"
Słowa kierowcy Aston Martina skierowane w stronę sędziów nie są zaskoczeniem. Fernando Alonso przed dwoma tygodniami otrzymał karę w sprincie w Chinach, gdzie uderzył w Carlosa Sainza. Natomiast na początku sezonu 42-latek trafił na dywanik stewardów po GP Australii, gdy celowo zahamował przed bolidem George'a Russella i przyczynił się do wypadku Brytyjczyka.
- Być może tym razem nie zostałem ukarany, ale zawsze to ja dostaję karę. Teraz byłem za Oconem, mógłbym zaryzykować i go wyprzedzić, ale nie podejmowałem ryzyka, aby uniknąć kary. Starałem się po prostu dojechać do mety sprintu - dodał Alonso, który po incydencie z pierwszego okrążenia miał przebitą oponę, co zrujnowało jego występ.
Przygoda z początku sprintu sprawiła, że Alonso potraktował sobotni mini-wyścig jako formę testu przed niedzielnym GP Miami. - Nie byliśmy zainteresowani sprintem. Chcieliśmy sprawdzić, jaką żywotność mają opony i inne rzeczy pod kątem niedzieli. To nam się udało. To był dla nas darmowy trening - podsumował były mistrz świata.
Czytaj także:
- Odrzuci 250 mln dolarów? Verstappen zapowiedział, co zrobi
- Zgoda na transfer w zamian za milczenie? Kulisy szokującej decyzji Red Bulla