W zeszłym tygodniu ogłoszono, że Adrian Newey po ponad 18 latach odchodzi z Red Bull Racing. Brytyjczyk, który od 2006 roku był dyrektorem technicznym zespołu z Milton Keynes, miał dość wewnętrznej walki o władzę, jaka rozegrała się przed paroma miesiącami między Christianem Hornerem a Helmutem Marko i obozem Maxa Verstappena. Niemal natychmiast w padoku Formuły 1 uznano, że odejście Neweya to początek rozbioru Red Bulla.
Zak Brown z McLarena stwierdził, że po zespołach F1 krążą CV pracowników Red Bulla, którzy chcą zmienić miejsce pracy. Z kolei "The Times" informował, że o zakończeniu współpracy z "czerwonymi bykami" myśli Jonathan Wheatley. 56-latek jest dyrektorem sportowym Red Bulla, ale myśli o tym, by podjąć się pracy na stanowisku szefa ekipy F1.
Z ustaleń motorsport.com wynika, że Red Bull spokojnie podchodzi do ostatnich spekulacji. Obecnie trwają rozmowy ws. przedłużenia umowy Wheatleya, a ten po prostu analizuje rynek menedżerów przed złożeniem podpisu na dokumencie. Zespół porównuje to do sytuacji, w której kierowca przed zawarciem nowego kontraktu bada inne opcje w konkurencyjnych zespołach.
ZOBACZ WIDEO: Bardzo trudny kalendarz Fogo Unii. Czy leszczynian czeka seria porażek?
Red Bull jest też świadom tego, że jego inżynierowie są kuszeni przez konkurencję z F1. Ostatnimi czasy to Ferrari najczęściej próbowało "podebrać" rywalowi kluczowych specjalistów. Włosi próbowali skusić m.in. Pierre'a Wache (szef zespołu technicznego), Enrico Balbo (szef aerodynamiki) oraz Bena Waterhouse'a (szef inżynierii ds. osiągów).
Włoski serwis formu1a.uno ustalił, że Wache podpisał nowy kontrakt z Red Bullem, który będzie obowiązywał do końca sezonu 2028. W ten sposób Francuz wzmocnił swoją pozycję, zwłaszcza w obliczu odejścia Neweya. Swoje umowy przedłużyć mieli też Balbo i Waterhouse.
Jonathan Wheatley, na którego chrapkę miałoby wiele ekip w F1, jest pracownikiem Red Bulla od 2006 roku. Jest jednym z autorów sukcesu, jakim było zdobycie przez "czerwone byki" aż siedmiu tytułów mistrzowskich - czterech z Sebastianem Vettelem i trzech z Maxem Verstappenem.
Czytaj także:
- Zwycięzca wyścigu F1 nie zauważył Trumpa. Oto, co usłyszał od polityka
- Syn miliardera nie przeprosił. Irytacja w padoku F1