O ile Andrzej Duda jest wielkim miłośnikiem sportów zimowych i często jeździ na nartach, o tyle Petr Pavel ma słabość do motocykli. Prezydent Czech regularnie jeździ na dwóch kołach i w tym roku trafił nawet do szpitala po tym, jak miał wypadek. Kilka miesięcy wcześniej media przyłapały 62-latka na jeździe bez kasku, za co ten później musiał przepraszać.
Petr Pavel w ostatnich miesiącach włączył się w rozmowy ws. powrotu MotoGP do Brna. Zakończyły się one sukcesem i motocyklowe mistrzostwa świata będą gościć w południowych Czechach w latach 2025-2029.
Czesi wykładają miliony na organizację MotoGP
GP Czech okazało się inicjatywą ponad podziałami, bo impreza zyskała też wsparcie rządu. Łącznie państwo do jej organizacji ma dorzucić ok. 100 mln koron (ok. 17 mln zł). - Historia wyścigów w Brnie sięga lat 50. XX wieku. MotoGP to prestiżowe wydarzenie sportowe, które przyciąga dziesiątki tysięcy gości do Czech. Większość z nich przyjeżdża z zagranicy. Dlatego jestem bardzo zadowolony, że udało nam się dopiąć kontrakt - powiedział premier Petr Fiala po zawarciu umowy.
ZOBACZ WIDEO: Nazywają go następcą Bartosza Zmarzlika. Niektórzy mówią o zbyt małym progresie
Czechy przestały organizować wyścig MotoGP po sezonie 2020. Problemem był m.in. kiepski stan asfaltu na torze w Brnie, który wymaga renowacji. W międzyczasie zmienił się właściciel toru, który, wbrew plotkom, nie zdecydował się na jego wyburzenie i wybudowanie osiedla mieszkaniowego. Wręcz przeciwnie, Karel Hubacek ma pokryć koszty wymiany nawierzchni.
Biznesmen dokona inwestycji na torze w Brnie, bo w zamian władze lokalne i państwowe dorzucą się do organizacji wyścigu MotoGP. Z ich danych wynika, że zawody mają ogromny wpływ na gospodarkę w regionie. Niemal wszystkie noclegi w okolicy rezerwowane są na kilka miesięcy przed GP Czech, a na trybunach potrafi pojawić się nawet 400 tys. osób.
- Dziesiątki milionów koron wrócą z powrotem do budżetu państwa dzięki pieniądzom, jakie zostawią u nas kibice - dodał premier Czech, który na specjalnie zwołanej konferencji nie chciał ujawniać szczegółów umowy z promotorem MotoGP. Zasłonił się tajemnicą handlową.
- Zawsze wierzyłem w powrót MotoGP do Brna. Przez kilka lat zawodnicy, przedstawiciele zespołów, ludzie z FIM i organizatorzy mistrzostw pytali mnie, co dzieje się na torze i kiedy wrócimy do Brna. Stało się to możliwe dzięki zmianie właściciela, który zainwestował w remont toru. Wielkie podziękowania również dla czeskiego rządu, pana premiera i pana prezydenta - dodał Jan Stovicek, prezes Czeskiej Federacji Samochodowej.
Formuła 1 w Czechach?
Czechom marzy się nawet organizacja wyścigu Formuły 1. Pomysł miał spodobać się zwłaszcza prezydentowi Pavlowi, który regularnie pojawia się na zawodach motorsportowych. Tylko w ostatnich miesiącach gościł na motocyklowych mistrzostwach świata World Superbike w Moście i motocrossowych mistrzostwach świata MxGP.
- Budżet państwa zarabia na GP Czech od 267 mln koron do 300 mln koron - przekazał Stovicek. W przeliczeniu na złotówki daje to kwotę 45-50 mln zł.
Kibice przyjeżdżają do Brna głównie samochodami, więc na miejscu muszą tankować swoje samochody, na czym zarobią tamtejsze stacje paliw. Fani MotoGP sporo pieniędzy zostawiają też w hotelach i restauracjach. W terminie rozgrywania wyścigu mieszkańcy Brna decydują się nawet na wynajmowanie własnych pokoi kibicom, bo miejsc noclegowych w okolicy jest za mało, więc można sporo zarobić.
- Zależy nam na tym, aby wyścig odbył się w sierpniu - podkreślił Stovicek, co da możliwość wynajęcia również akademików.
Czesi wierzą, że gdy organizacja MotoGP zakończy się sukcesem, to będą mogli zaprosić do Brna również F1. W tym przypadku koszty praw do Grand Prix są znacznie wyższe, ale też można zainkasować jeszcze większy zysk.
- Sprawdzałem już, czy Formuła 1 chciałaby zawitać do Brna. Odpowiedź była pozytywna. W Belgii na wyścig F1 dociera 350 tys. osób i bilety są wyprzedane na pół roku do przodu. Średnia cena biletu to 600 euro (ok. 2500 zł) i w pierwszej kolejności wyprzedają się te najdroższe. Problemem może być jednak znalezienie prywatnych inwestorów, którzy wyłożą środki na prawa do Grand Prix - podsumował na konferencji Stovicek.
Czesi zatem marzą o F1 u siebie w kraju, podczas gdy w ostatnich latach żaden z ich kierowców nie był blisko królowej motorsportu. Polska, w której nie tak dawno miliony kibiców trzymało kciuki za Roberta Kubicę, pozostaje z niszczejącym torem Poznań, któremu daleko do spełniania najwyższych standardów.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Kuriozalne obrazki w F1. Wypadek samochodu bezpieczeństwa
- Francuzi się wściekli. Będzie strajk podczas wyścigu F1!