Roman Z. wpadł w Czarnogórze. Jego ekstradycji chce nie tylko Polska

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Roman Z.
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Roman Z.

Był sponsorem Red Bulla w F1 i koszykarzy Śląska Wrocław, startował w wyścigach Ferrari Challenge. Wszystko dzięki piramidzie finansowej, na której straciły tysiące ludzi. Roman Z. wpadł w Czarnogórze. Jego ekstradycji chcą Polska i Korea Południowa.

W tym artykule dowiesz się o:

Roman Z. lubił brylować w blasku fleszy. Zrobiło się o nim głośno w roku 2019, gdy powiązana z nim marka FuturoCoin została jednym z głównych sponsorów Red Bull Racing w Formule 1. W tym czasie Robert Kubica wracał do regularnego ścigania w F1, więc królowa motorsportu przeżywała boom w naszym kraju. Logo FuturoCoin pojawiło się nawet na bolidzie Maxa Verstappena. W tym samym okresie FutureNet, kolejna z firm Z., była tytularnym partnerem koszykarzy Śląska Wrocław.

Polska piramida finansowa w F1

- Jestem wielkim fanem motorsportu, a Formuła 1 zawsze mnie intrygowała. Ten sponsoring jest dla naszej firmy rozpoczęciem nowego, ekscytującego rozdziału. Będzie to dla nas platforma do promocji i podnoszenia świadomości na temat FuturoCoin - mówił Z. o współpracy z Red Bullem.

Christian Horner zachwalał współpracę z Polakami. Szef Red Bulla podkreślał, że jego zespół jako pierwszy ze świata F1 zawiera umowę sponsorską z przedstawicielem branży kryptowalut. - Bezpieczne waluty cyfrowe znajdują się w czołówce rozwoju technologicznego i jesteśmy podekscytowani faktem, że stajemy się częścią tej rewolucji - przekonywał Brytyjczyk.

ZOBACZ WIDEO: Rajdówka warta ponad milion złotych. Skąd ta cena?

Tyle że już wtedy UOKiK ostrzegał, że portal FutureNet i powiązana z nim platforma reklamowa FutureAdPro mogą być piramidą finansową, o czym WP SportoweFakty informowały już w 2019 roku. Dodatkowo Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wszczęła śledztwo ws. możliwości popełnienia przestępstwa.

Portal FutureNet przypominał Facebooka. Darmowa rejestracja miała zachęcać do zakładania w nim kont. Kolejnym krokiem było nabycie pakietu reklamowego, którego ceny wahały się od 10 do 1000 dolarów. Po jego nabyciu użytkownik uzyskiwał dostęp do zarabiania na reklamach. Wystarczy, że komentował wpisy innych, publikował zdjęcia i wpisy.

System był dość skomplikowany, bo użytkownik miał możliwość rozwijania własnych struktur w oparciu o znajomych i zarabiania na interakcjach z nimi. Co ważne, jeśli w grupie bliskich osób znalazł się ktoś, kto wyłożył pieniądze na droższy pakiet, to on zgarniał nasze prowizje reklamowe. To motywowało do tego, aby kupować coraz droższe pakiety.

Eksperci zwracali uwagę na to, że FutureNet to piramida finansowa oparta na koncepcie MLM (tzw. multi-level marketing), w której buduje się organizację sprzedażową w oparciu o grono rozsianych po świecie ludzi. Sprzedają oni tak niewiele produktów, że ledwie sami wychodzą na plus, podczas gdy osoby znajdujące się na czele firmy mogą spać spokojnie i nie muszą się martwić o przetrwanie.

- Obie firmy uzależniają korzyści od tego, że ktoś będzie werbował kolejnych uczestników. System przestanie działać, gdy nie będą do niego przystępowały inne osoby - ostrzegał wtedy ówczesny prezes UOKiK Marek Niechciał.

Potężne straty w Polsce i Korei Południowej

Działalność Z. doprowadziła do potężnych strat. Tylko w śledztwie prowadzonym przez wrocławską prokuraturę jest ok. 20 tys. pokrzywdzonych, którzy stracili ok. 90 mln zł. Osobne postępowanie prowadzą śledczy w Korei Południowej. W tym przypadku szkody mają wynosić ok. 28 mln euro.

Twórca FuturoCoin i FutureNet za to żył w luksusie. Za 20 mln zł kupił skrzypce Stradivariusa z 1685 r. "Fundator od wielu lat angażuje się w działalność charytatywną i edukacyjną na całym świecie. Zakup Stradivariusa zrodził się z potrzeby serca i zamiłowania do muzyki, którą odkrył, będąc w szkole muzycznej" - napisano w 2018 roku na stronie Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze.

Z. zaczął nawet startować w cyklu zawodów Ferrari Challenge dla zamożnych kierowców-amatorów. W roku 2022 wygrał wyścig na torze Imola, po czym został zatrzymany przez włoską policję na podstawie nakazu aresztowania z Korei Południowej. Po kilku dniach uciekł z aresztu domowego.

W listopadzie 2023 roku we Wrocławiu zatrzymano trzy kolejne osoby w tej sprawie. Z. pozostawał jednak nieuchwytny dla służb. Do czasu. Pod koniec sierpnia został schwytany w Czarnogórze, gdzie ukrywał się pod fikcyjnym nazwiskiem. I tu pojawił się problem, bo ekstradycji Z. domagają się również Koreańczycy.

W Korei Południowej ma się już znajdować Stephan M. To partner biznesowy Romana Z., który wspólnie z nim działał przy platformie FutureNet. Niemiec został zatrzymany w grudniu 2022 roku w Grecji, skąd próbował uciec do Dubaju. To mu się nie udało, ale M. został zwolniony przez Greków za kaucją i ukrył się w Albanii. Został jednak schwytany na bazie listu gończego z Korei Południowej.

Co ciekawe, wrocławska prokuratura nie ma informacji, jakoby Koreańczycy starali się o ekstradycję Romana Z. Nie ma też wiedzy o tym, że znajduje się tam już Stephan M.

- Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wystąpiła w wnioskami o ekstradycję do Polski zarówno odnośnie podejrzanego Stephana M., jak i Romana Z. Oba postępowania ekstradycyjne są w toku i brak jest danych, aby podejrzani zostali wydani innemu krajowi. Decyzję co do rozpoznania wniosków podejmą właściwe sądy według miejsca zatrzymania podejrzanych - informuje nas Karolina Stocka-Mycek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Oznacza to, że Czarnogóra zadecyduje o tym, czy Roman Z. trafi do Polski czy Korei Południowej. Wrocławska prokuratura liczy, że twórcy piramidy finansowej zostaną wydani do naszego kraju, co przyspieszy toczący się proces. - Z chwilą pozytywnego rozpatrzenia wniosków strony polskiej, po sprowadzeniu podejrzanych zostaną z ich udziałem przeprowadzone czynności procesowe, co niewątpliwie przyspieszy prawidłowe zakończenie postępowania karnego - dodaje Karolina Stocka-Mycek.

Poprosiliśmy również koreańską prokuraturę o zajęcie stanowiska ws. Romana Z. i Stephana M., ale do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi w tej sprawie.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty