Tim Mayer w rozmowie z BBC Sport ujawnił, że o zwolnieniu z FIA dowiedział się za pośrednictwem wiadomości tekstowej (SMS). Wieloletni pracownik światowej federacji nie zostawił przy tym suchej nitki na obecnym prezydencie. Mohammed ben Sulayem w padoku Formuły 1 dorobił się opinii despoty, który usuwa z organizacji ludzi, którzy mają inne zdanie.
Mayer zwrócił uwagę na ogrom osób, które odeszły z FIA w ostatnich miesiącach. Przyczynić miał się do tego właśnie ben Sulayem, który ma wprowadzać niezdrową atmosferę w federacji. - Dosłownie brakuje ludzi do pracy - oznajmił dopiero co zwolniony pracownik FIA.
Wcześniej Stowarzyszenie Kierowców F1 (GPDA) wyraziło swoje niezadowolenie i utratę zaufania do FIA, jak i ben Sulayema. Zawodnicy wydali oficjalne oświadczenie, bo mieli dość ostatnich ruchów prezydenta FIA, w tym m.in. karania za przekleństwa na konferencjach prasowych. Zwrócili też uwagę na coraz gorszy poziom sędziowania w F1.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Od czasu objęcia przez ben Sulayema stanowiska prezydenta FIA w grudniu 2021 roku, organizacja była uwikłana w liczne kontrowersje. Wraz z Timem Mayerem, w tym tygodniu z FIA odeszła również Janette Tan, która w ten weekend miała pracować jako dyrektor wyścigowy Formuły 2. Jej rezygnacja oznacza, że Rui Marques będzie musiał równocześnie pełnić obowiązki w F1 i F2.
Rui Marques sam jest niemal debiutantem na stanowisku dyrektora wyścigowego F1, bo ledwie kilka dni temu tej funkcji pozbawiony został Niels Wittich. W tym samym okresie odszedł oficer ds. zgodności FIA, Paoli Basarri.
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, z FIA odeszła też dyrektor generalna Natalie Robyn, z pracy zrezygnowali również dyrektor sportowy Steve Nielsen, dyrektor techniczny Tim Goss i szefowa komisji FIA ds. kobiet, Deborah Mayer.
Kadencja ben Sulayema kończy się w grudniu 2025 roku. W ostatnich miesiącach Emiratczyk zaczął starać się o głosy krajowych federacji, aby pozostać na stanowisku szefa FIA. Kontrowersje wokół jego działań i brak poparcia w padoku F1 wcale nie muszą oznaczać, że 63-latek przegra nadchodzące wybory.