Mohammed ben Sulayem dość niespodziewanie został prezydentem FIA w grudniu 2021 roku, zastępując na stanowisku Jeana Todta, który wypełnił limit kadencji i nie mógł kontynuować swoich rządów. Emiratczyk wygrał wybory mając poparcie krajowych federacji z Azji, Afryki i Ameryki Południowej, czym przełamał wieloletnią dominację działaczy ze Starego Kontynentu. Działania ben Sulayema budzą jednak szereg kontrowersji, zwłaszcza w padoku Formuły 1.
Kilka miesięcy po wyborze 63-latek kwestionował wartość F1, gdy pojawiały się plotki, że Saudyjczycy są gotowi nabyć królową motorsportu za 20 mld dolarów. Ostatnio dał się z kolei poznać jako zwolennik karania kierowców za przeklinanie podczas konferencji prasowych i w komunikatach radiowych. Trudny charakter ben Sulayema doprowadził też do masowego exodusu pracowników z FIA.
Sensacyjne informacje w tej sprawie przekazał dziennikarz Joe Saward. Brytyjczyk ujawnił na swoim blogu, że część europejskich federacji ma dość rządów ben Sulayema i nie wyklucza buntu. "Niezadowolone federacje z Europy rozważają utworzenie własnej organizacji, podobnie jak UEFA funkcjonuje obok FIFA. Jednocześnie FIA wie, że bez pieniędzy z F1 bardzo szybko zbankrutuje" - przekazał Saward.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Gdyby faktycznie doszło do buntu, a szefowie Formuły 1 stanęliby po stronie europejskich federacji, to najlepszy kierowca w danym sezonie F1 straciłby prawo do nazywania siebie mistrzem świata. W myśl przepisów, tylko FIA ma prawo do organizowania zawodów wyłaniających zdobywcę światowego czempionatu.
Zadniem Sawarda, "obecne kierownictwo FIA wpada w coraz większe tarapaty i nie ma w tym żadnej logiki". "Zwalnianie dobrych pracowników na lewo i prawo, nie budzi zaufania, a światowa federacja musi mieć poparcie Formuły 1, ponieważ w ostateczności to właśnie dzięki F1 opłaca swoje rachunki. Gdy F1 mówi 'skacz!', to FIA powinna pytać: 'jak wysoko?', zamiast próbować gryźć rękę, która ją karmi i opłaca szyte na miarę marynarki" - dodał dziennikarz z Wielkiej Brytanii.
Inaczej sprawę widzi ben Sulayem, który uważa, że w padoku powstają spiski przeciwko niemu. Prezydent FIA przekonuje, że zmowy i oskarżenia różnych działaczy mają doprowadzić do jego przegranej w kolejnych wyborach. Zaplanowano je na grudzień 2025 roku. Paradoks polega na tym, że chociaż kadencja Emiratczyka nie jest najlepiej oceniana przez kluczowe federacje, to nadal ma on spory pogłos wśród lokalnych organizacji z Azji, Afryki i Ameryki Południowej.
"Prezydent FIA musi być popularny wśród swojego elektoratu. Jeśli będzie denerwował zbyt wielu członków, to straci władzę. Tyle że FIA jest wypaczona. Ma znacznie więcej małych, nieistotnych federacji, które potrzebują zadowolenia. Górują one nad znaczącymi federacjami, które chcą, aby wszystko działało dobrze" - podsumował Saward.
Krytycy ben Sulayema zarzucają mu, że jest despotą i nie liczy się ze zdaniem innych. W tej chwili nikt jednak oficjalnie nie zapowiedział startu w wyborach na prezydenta FIA, które powinny odbyć się za rok.