Mohammed ben Sulayem, prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA), ponownie zaskoczył świat Formuły 1. Po wcześniejszych sugestiach dotyczących powrotu do silników V10 zasilanych paliwem ekologicznym, teraz rozważa zniesienie limitu budżetowego, który obowiązuje od 2021 roku.
- Przyglądam się limitowi wydatków i widzę, że przysparza on FIA tylko problemów. Jaki jest z tego pożytek? Nie widzę sensu w takim rozwiązaniu. Naprawdę nie widzę - powiedział ben Sulayem w rozmowie z AP News.
ZOBACZ WIDEO: Dariusz Wróbel odpowiada Władysławowi Komarnickiemu
Limit budżetowy, który początkowo wynosił 145 mln dolarów i był stopniowo obniżany, został wprowadzony przez poprzedniego prezydenta FIA, Jeana Todta. Obecnie jego wartość wynosi ok. 135-140 mln dolarów. Jednak nie wszystkie wydatki wliczają się do regulaminowych zapisów. Poza kontrolą budżetową znajdują się m.in. pensje kierowców oraz najlepszych inżynierów.
Cięcia kosztów były wprowadzane za namową szefów F1. Amerykanie z Liberty Media widzieli w tym sposób na wyrównanie rywalizacji. O ograniczaniu wydatków nie chciały za to słyszeć największe zespoły z Ferrari i Mercedesem na czele. Ostatecznie nawet najwięksi giganci F1 zaakceptowali to rozwiązanie, dlatego słowa ben Sulayema przyjęto z konsternacją.
Ben Sulayem, którego kadencja kończy się pod koniec 2025 roku, jest również otwarty na zmiany w kodeksie postępowania kierowców. Mimo to, podkreślił, że przeklinanie nadal będzie karane.
Podczas ostatniego weekendu wyścigowego w Miami, George Russell, jeden z dyrektorów Stowarzyszenia Kierowców F1 (GPDA), wyraził sceptycyzm wobec wpisu ben Sulayema w mediach społecznościowych, który sugerował złagodzenie podejścia do przeklinania.
- Oczywiście chcemy widzieć, jak te pomysły są wprowadzane w życie, a nie tylko słyszeć, że są rozważane. Wszyscy rozważamy wiele rzeczy. Te słowa nic nie znaczą, dopóki zmiany nie zostaną wprowadzone - powiedział reprezentant Mercedesa, któremu nie podobają się ostatnie poczynania FIA uderzające w kierowców.