Hiszpański kierowca, stosując się do zaleceń lekarzy, nie weźmie udziału w pierwszym wyścigu nowego sezonu. Wszystko w skutek wypadku do jakiego doszło ostatniego dnia pierwszej tury testów F1 w Barcelonie. Mimo zapewnień McLarena, że Fernando Alonso nie doznał poważnych urazów, lekarze zatrzymali zawodnika na czterodniowej obserwacji.
[ad=rectangle]
Długi pobyt byłego mistrza świata w szpitalu, a także brak szczegółowych informacji ze strony zespołu na temat okoliczności wypadku sprawiły, że wokół całej historii rodzi się coraz więcej spekulacji. McLaren zapewnił, że Alonso stracił panowanie nad bolidem na skutek silnego podmuchu wiatru. Pojawiają się jednak spekulacje, że 33-latek stracił przytomność przed uderzeniem w ścianę porażony prądem po awarii jednego z podzespołów w jednostce napędowej. - Jak dowiedział się Sport Bild, kilka zespołów myśli o tym, aby zakazać swoim zawodnikom startu w Melbourne z powodów bezpieczeństwa - twierdzą znani korespondenci F1 Ralf Bach i Bianca Garloff.
Niemiecki dziennik powołuje się przy tym na słowa jednego z szefów zespołów. - Jeśli dochodzi do katastrofy samolotu i jest nawet najmniejsze ryzyko, że stało się tak z powodu awarii systemu, to inne inne samoloty tego typu zostają uziemione - powiedział proszący zachowanie anonimowości szef jednego z dziesięciu zespołów.
- Formuła 1 ma szczęście, że nie stało się nic poważnego z hybrydowymi systemami. Gdyby doszło do incydentu z którymś z moich kierowców to zaprosiłbym wszystkie zespoły do zapoznania się z danymi - dla zachowania przejrzystości. Honda musi dostarczyć FIA odpowiedzi - dodał odnosząc się do wypadku Alonso.
Były właściciel i szef zespołu F1, Gian Carlo Minardi zauważa, że zachowanie McLarena nie sprzyja wyjaśnieniu całej sprawy. - Milczenie w tego typu przypadkach nie pomaga. W ostatnich latach FIA poczyniła wielkie postępy w dziedzinie bezpieczeństwa i posiada wszelkie narzędzia, aby poznać prawdę. Najlepiej gdyby doszło do tego jeszcze przed wyścigiem w Australii - dodał.