Lewis Hamilton - kocha go wielu kibiców F1, jeszcze więcej go nienawidzi

East News
East News

Narzekał, że kibice go nie kochają, porównywał się do Senny, chwalił doskonałym życiem i wielkimi pieniędzmi. Celowo czy nie - robił wszystko, żeby fani o nim mówili. Niezależnie, czy dobrze, czy źle.

W tym artykule dowiesz się o:

Najprościej niechęć wobec Lewisa Hamiltona można wytłumaczyć rasizmem i zazdrością. Nie lubią go, bo jest czarnoskóry, zarabia mnóstwo pieniędzy (jego majątek szacuje się na blisko 130 mln funtów), ma ładne dziewczyny, na wszystko go stać. F1 to sport zdominowany przez białych bogaczy, więc dość łatwo przypiąć adwersarzom Brytyjczyka łatkę, jednak chyba mało kto traktuje to poważnie.

Trudno znaleźć drugiego kierowcę, który wzbudzałby aż taką niechęć. Nie da się ułożyć dokładnej listy najbardziej nielubianych zawodników F1. Anglik na pewno jest w czołówce, może z nim rywalizować np. Sebastian Vettel, o którym Bernie Ecclestone powiedział kiedyś złośliwie, że nie lubią go nawet w Niemczech. Anglicy w równym stopniu Hamiltona kochają, jak go nienawidzą.

Rzeczywiście, Hamilton słyszał krzyki typu "ty czarnuchu", zwłaszcza w Hiszpanii. Tam kibice dobrze pamiętali zawziętą rywalizację Anglika z ich idolem, Fernando Alonso. To jednak margines. Nigel Mansell, były znakomity kierowca i mistrz świata, powiedział w 2011 roku w "Daily Mail", że powód niechęci do Hamiltona jest tylko jeden - jego aroganckie zachowanie.

Wojna z kibicami

Niewątpliwie Hamilton jest jednym z najlepszych kierowców w historii F1. Według Ecclestone’a - nawet najlepszym, jaki kiedykolwiek pojawił się na torach. Angielskie gazety jednak faworyzują Jensona Buttona. Widać to także podczas wyścigu na Silverstone - kiedy pojawia się kierowca Mercedesa, doping bardzo się wzmaga, ale kiedy fani widzą kierowcę McLarena, wpadają w ekstazę. - Niektórzy potrafią go "wybuczeć". Szanują go za umiejętności, ale nie szanują jako człowieka - tak o reakcji kibiców pisał "Daily Mail".

Hamiltonowi dostaje się za to, że mieszka w Monaco, żeby unikać płacenia wysokich podatków, choć nie jest jedynym kierowcą, który zdecydował się na taki manewr. Angielska prasa w jego przypadku rzadko kiedy - co podkreślali dziennikarze "The Telegraph" - używała miana "nasz kierowca", co z kolei łatwo przychodziło w przypadku Mansella czy Buttona. Nikt nie pamięta już trudnego dzieciństwa Hamiltona i determinacji jego ojca, żeby syn zajmował się bardzo drogim hobby. Kiedyś podkreślano te fakty, żeby pokazać, że "Brytyjczyk potrafi".

Zarzucano mu w prasie, że na uroczystości ubiera się w koszulki zamiast w garnitury, że nosi kolczyki, że ma tatuaże, że zbyt skupiał się na (zakończonym już) związku z Nicole Scherzinger. Lista nie miała końca. Kiedy zdobywał tytuły mistrza świata (2007, 2008, 2014), ataki wcale nie malały. Dziwne to o tyle, że Hamilton unika skandali i raczej trudno zrobić mu fotkę, jak pijany wytacza się z klubu nocnego (choć - szczegóły tutaj - potrafi się zabawić)

Hamilton drażni brytyjskich kibiców także z powodu religijności. Potrafi dziękować Bogu za sukcesy w stylu amerykańskich sportowców, którzy nie wstydzą się swojej wiary. W zlaicyzowanym społeczeństwie na Wyspach to raczej powód do krytyki. To jedna z przyczyn niechęci do kierowcy F1 - całym swoim zachowaniem skupia w sobie cechy bardziej Amerykanina niż Brytyjczyka. Kibice uznają go za obcego. Mansell czy Button byli swojskimi chłopakami, którzy w razie niepowodzeń głośno klęli na cały świat. Bardziej stonowany Hamilton uchodził za dziwaka.

"To nie kolor skóry, ale jego zachowanie powodują, że nigdy nie będzie do końca brytyjski. On przyjął kulturę innego kraju, fani nigdy mu tego nie wybaczą" - pisał "Daily Star". Kolejne wygrane w GP niczego nie zmienią, a Hamilton już dawno zdał sobie sprawę, że duszy Brytyjczyków nie kupi. Toczy cichą wojnę z wszystkimi kibicami i pokazuje im, że ich nie szanuje. Oni odpłacają się tym samym.

Być jak Senna

Hamilton często nie daje się lubić. Jego wybuchowy charakter nie zjednywał mu sympatyków. Uważał się za mistrza, zdobył tytuł w wieku 23 lat i zawsze głowę nosił wysoko. Jeździł agresywnie, lubił się popisywać. Dziennikarze wytykali mu, że stara się mocno naśladować wielkiego Ayrtona Sennę. Porównywał się do niego, oczekiwał, że z równie wielką czcią będą chwalić dokonania jego, co legendarnego brazylijskiego kierowcy.

Na spotkaniu z kibicami potrafił schować wszystkie podpisane przez siebie zdjęcia, bo uznał, że źle na nich wyszedł i nie mogą one trafić do fanów. Unika ludzi, choć przecież dobrze radzi sobie z mediami i nie ma problemów z występami przed kamerami. - Zrobił się arogancki. Kiedyś taki nie był - opisywał Mark Sutton, fotoreporter zajmujący się od lat F1.

[nextpage]
Kiedy pytano go, dlaczego nie jest najbardziej popularnym kierowcą w F1, odpowiadał żartobliwie: "to dlatego, że jestem czarny". Wykorzystywano to później przeciwko niemu i zarzucano, że wszędzie widzi wrogów i rasistów. Powstawały strony na FB "Nienawidzę Lewisa Hamiltona", na YT triumfy święciły filmy pokazujące wpadki brytyjskiego kierowcy. Wielki kierowca, lubiany i znienawidzony w równym stopniu - dobrze przejął rolę poprzednio zarezerwowaną dla Michaela Schumachera. Trudno ocenić, ile w tym gry i potrzeby znalezienia czarnego charakteru w F1, a ile prawdziwej niechęci do Hamiltona.

F1 doceniała rolę kierowcy Mercedesa. Spopularyzował wyścigi, nawet jeśli go krytykowano, to podziwiano jego osiągnięcia. Był i nadal jest pupilkiem najważniejszych ludzi w tym sporcie, przez co czasami darowano mu wykroczenia, za które inni byli karani. Nie potrafił jednak podchodzić do siebie z dystansem i mocno przeżywał, kiedy ktoś z niego żartował. Mercedes organizował dwa lata temu akcję charytatywną. Na zdjęciach widać było Nico Rosberga, kolegę z zespołu, z wielkim czerwonym nosem i w śmiesznej koszulce. Niemiec nie miał problemów z taką charakteryzacją, Hamilton na nią się nie zgodził.

Zdradził kolegę

Trudno mówić o wielkim sercu Brytyjczyka. W 2011 roku Adrian Sutil przebywał razem z Hamiltonem w nocnym klubie w Szanghaju, przed GP Chin. Podczas awantury Eric Lux, współwłaściciel Lotusa, został raniony nożem. Niemiecki kierowca został oskarżony o napaść i ciężkie uszkodzenie ciała. Wszystkiemu zaprzeczał, a na świadka wezwał Brytyjczyka. Miał nadzieję, że ten potwierdzi jego wersję. Hamilton jednak nie stawił się w sądzie, kompletnie ignorując prośby kolegi. Sutil został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu i karę 200 tys. euro. - Zawsze powtarzał, że jest moim przyjacielem. Teraz pokazał, jakim jest naprawdę człowiekiem - mówił Sutil.

Na krytykę Hamilton odpowiada, że rywale mu zazdroszczą. - Jestem przystojny, mam superdziewczynę, świetne auta - mówił za czasów związku z Scherzinger. Zawsze był przekonany o swojej wyjątkowości.

- Lubię się wygłupiać, jeździć na nartach wodnych, na quadach, grać w paintball, zjeżdżać na desce po wydmach. Lewis nigdy nie robi takich rzeczy. Nie wie, jak wygląda normalna zabawa. To automat, nie człowiek - tak o Hamiltonie mówił Rosberg.

- Jest wielki jako kierowca, ale jako człowiek jest marudny i irytujący. Nigdy nie przyjmuje do wiadomości, że coś zawalił. Zawsze jest wina innych, nie jego. Kiedy wygrywa, wygrywa on. Kiedy przegrywa, przegrywa zespół, nie on - tak opisywali go dziennikarze "Guardiana".

Zarzucali mu, że - choć F1 to wielki biznes - nie był w jakikolwiek sposób lojalny wobec McLarena, który wspierał go przez wiele lat. Narzekał, że nie jest traktowany jak wielki mistrz. Dał się kiedyś podpuścić Jeremy'emu Clarksonowi. W programie "Top Gear" z nerwowym uśmiechem zareagował na kpiącą sugestię znanego prezentera, że w McLarenie miał za dużo akcji promocyjnych, dlatego się wyniósł. Tak naprawdę akcji PR było niewiele, ale oficjalnie był to jeden z powodów, dla których Hamilton pożegnał się z brytyjskim zespołem.

Kierowca potrafił bez słowa pożegnać się ze swoim ojcem, który przez lata inwestował w syna i piastował stanowisko nieformalnego menedżera. Hamilton - kiedy wszedł w wielki świat - odsunął go od siebie. Podobno powodem był związek syna z Scherzinger, którego ojciec nie pochwalał. Były to chyba tylko plotki rozsiewane przez zwolenników kierowcy, żeby złagodzić wrażenie o nieprzyjemnym zachowaniu Hamiltona. Równocześnie potrafił narzekać, że kibice nie kochają go w takim stopniu, w jakim powinni, ale to chyba nigdy się nie zmieni.

Krzysztof Gieszczyk

Źródło artykułu: