Lewis Hamilton - kocha go wielu kibiców F1, jeszcze więcej go nienawidzi

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Kiedy pytano go, dlaczego nie jest najbardziej popularnym kierowcą w F1, odpowiadał żartobliwie: "to dlatego, że jestem czarny". Wykorzystywano to później przeciwko niemu i zarzucano, że wszędzie widzi wrogów i rasistów. Powstawały strony na FB "Nienawidzę Lewisa Hamiltona", na YT triumfy święciły filmy pokazujące wpadki brytyjskiego kierowcy. Wielki kierowca, lubiany i znienawidzony w równym stopniu - dobrze przejął rolę poprzednio zarezerwowaną dla Michaela Schumachera. Trudno ocenić, ile w tym gry i potrzeby znalezienia czarnego charakteru w F1, a ile prawdziwej niechęci do Hamiltona.

F1 doceniała rolę kierowcy Mercedesa. Spopularyzował wyścigi, nawet jeśli go krytykowano, to podziwiano jego osiągnięcia. Był i nadal jest pupilkiem najważniejszych ludzi w tym sporcie, przez co czasami darowano mu wykroczenia, za które inni byli karani. Nie potrafił jednak podchodzić do siebie z dystansem i mocno przeżywał, kiedy ktoś z niego żartował. Mercedes organizował dwa lata temu akcję charytatywną. Na zdjęciach widać było Nico Rosberga, kolegę z zespołu, z wielkim czerwonym nosem i w śmiesznej koszulce. Niemiec nie miał problemów z taką charakteryzacją, Hamilton na nią się nie zgodził.

Zdradził kolegę

Trudno mówić o wielkim sercu Brytyjczyka. W 2011 roku Adrian Sutil przebywał razem z Hamiltonem w nocnym klubie w Szanghaju, przed GP Chin. Podczas awantury Eric Lux, współwłaściciel Lotusa, został raniony nożem. Niemiecki kierowca został oskarżony o napaść i ciężkie uszkodzenie ciała. Wszystkiemu zaprzeczał, a na świadka wezwał Brytyjczyka. Miał nadzieję, że ten potwierdzi jego wersję. Hamilton jednak nie stawił się w sądzie, kompletnie ignorując prośby kolegi. Sutil został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu i karę 200 tys. euro. - Zawsze powtarzał, że jest moim przyjacielem. Teraz pokazał, jakim jest naprawdę człowiekiem - mówił Sutil.

Na krytykę Hamilton odpowiada, że rywale mu zazdroszczą. - Jestem przystojny, mam superdziewczynę, świetne auta - mówił za czasów związku z Scherzinger. Zawsze był przekonany o swojej wyjątkowości.

- Lubię się wygłupiać, jeździć na nartach wodnych, na quadach, grać w paintball, zjeżdżać na desce po wydmach. Lewis nigdy nie robi takich rzeczy. Nie wie, jak wygląda normalna zabawa. To automat, nie człowiek - tak o Hamiltonie mówił Rosberg.

- Jest wielki jako kierowca, ale jako człowiek jest marudny i irytujący. Nigdy nie przyjmuje do wiadomości, że coś zawalił. Zawsze jest wina innych, nie jego. Kiedy wygrywa, wygrywa on. Kiedy przegrywa, przegrywa zespół, nie on - tak opisywali go dziennikarze "Guardiana".

Zarzucali mu, że - choć F1 to wielki biznes - nie był w jakikolwiek sposób lojalny wobec McLarena, który wspierał go przez wiele lat. Narzekał, że nie jest traktowany jak wielki mistrz. Dał się kiedyś podpuścić Jeremy'emu Clarksonowi. W programie "Top Gear" z nerwowym uśmiechem zareagował na kpiącą sugestię znanego prezentera, że w McLarenie miał za dużo akcji promocyjnych, dlatego się wyniósł. Tak naprawdę akcji PR było niewiele, ale oficjalnie był to jeden z powodów, dla których Hamilton pożegnał się z brytyjskim zespołem.

Kierowca potrafił bez słowa pożegnać się ze swoim ojcem, który przez lata inwestował w syna i piastował stanowisko nieformalnego menedżera. Hamilton - kiedy wszedł w wielki świat - odsunął go od siebie. Podobno powodem był związek syna z Scherzinger, którego ojciec nie pochwalał. Były to chyba tylko plotki rozsiewane przez zwolenników kierowcy, żeby złagodzić wrażenie o nieprzyjemnym zachowaniu Hamiltona. Równocześnie potrafił narzekać, że kibice nie kochają go w takim stopniu, w jakim powinni, ale to chyba nigdy się nie zmieni.

Krzysztof Gieszczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×