Wierczuk: Meksyk wraca do gry

Ostatnia Grand Prix odbyła się w Meksyku w 1992 r. Tradycja wyścigowa jest bardzo łatwo odczuwalna. Entuzjazm kibiców jest porównywalny do włoskich tifosi lub polskich flag tak bardzo widocznych na wszystkich torach w czasach startów Roberta Kubicy

W tym artykule dowiesz się o:

Komentator jednej ze stacji telewizyjnych przyznał, iż nie pamięta kiedy ostatnio jakiś kierowca był tak celebrowany przez fanów jak Sergio Perez podczas swojego "domowego" wyścigu. Hmm, ja pamiętam. Jednak dla wszystkich startujących aktualnie zawodników był to zupełnie nowy obiekt. Żaden z kierowców nie stratował oczywiście wcześniej na tym torze. Autodromo Hermanos Rodriguez jest pod wieloma względami wyjątkowym obiektem. Prosta o długości ponad 1300 metrów nadaje torowi trochę podobny charakter do Monzy wymuszając aerodynamiczny set up umożliwiający uzyskiwanie rekordowych prędkości. Najszybsze samochody osiągały na treningach ponad 360km/h.

Wyjątkowości dodaje też bez wątpienia położenie. Tor leży bowiem na wysokości 2200 m.n.p.m. co przekładając na europejskie warunki oznaczałoby umiejscowienie takiego obiektu co najmniej w średnich partiach Alp. Rzadkie powietrze oznacza również, że bolidy dysponują mniejszym dociskiem aerodynamicznym przy porównywalnym ustawieniu skrzydeł. Siłą rzeczy obciążenie fizyczne dla kierowców również jest na takiej wysokości większe. Dodatkowo, co jest typowe przy mało używanych obiektach nawierzchnia okazała się dość brudna. Tor nie był "nagumowany", a przyczepność była ograniczona do tego stopnia, iż niektórzy kierowcy nie byli w trakcie wolnych treningów pewni, czy tor jest w pełni suchy, mówiąc o wrażeniu jak gdyby jazdy po warstwie oleju. To zasługa w pełni nowej i niemal nieużywanej nawierzchni. Oczywiście z każdą godziną, z kolejnymi treningami przyczepność wzrastała. Czasy zatem sukcesywnie się poprawiały. To istotny aspekt, który promuje wśród zawodników naturalną umiejętność płynnej zmiany tempa.

Tłumy kibiców pokazują, że powrót F1 do Meksyku był krokiem w dobrym kierunku (fot. AFP)
Tłumy kibiców pokazują, że powrót F1 do Meksyku był krokiem w dobrym kierunku (fot. AFP)

Mówiąc szczerze kwalifikacje nie były dla mnie zaskoczeniem. Hamiltonowi, co w ostatnich tygodniach stanowi wyjątek nie udało się zdobyć pole position. To dla Anglika typowe. Jest to zawodnik, który potrafi wykrzesać z siebie niespotykany poziom koncentracji i determinacji w naprawdę kluczowych momentach. W psychologii sportu mógłby zostać zakwalifikowany jako typowy sportowiec startowy, którego dodatkowy stres wyjątkowo mobilizuje, a nie działa destrukcyjnie. Zatem po zdobyciu tytułu ten poziom adrenaliny spada i Hamilton nie działa już z taką skutecznością jak kilka tygodni temu. Potwierdzeniem takiego wyluzowanego podejścia jest również rezygnacja, z kolejnego zresztą testu Pirelli. Zespół Mercedesa będzie reprezentowany przez Rosberga.

Start był istotny. Dla Rosberga skończyła się oficjalnie walka o mistrzostwo, ale dużym zaskoczeniem pozostawał Vettel. Walka o drugie miejsce w klasyfikacji sezonu jest cały czas otwarta. Ustawienie na starcie było mocno nietypowe, jeśli weźmiemy pod uwagę końcówkę stawki. Z ostatnich pozycji startowało bowiem trzech byłych mistrzów świata - Raikkonen, Button i Alonso. W dużej mierze powodem były kary za zmiany techniczne. Wracając jednak do czołówki element rywalizacji pomiędzy Vettelem, a Rosbergiem zakończył się już na pierwszym zakręcie, gdzie dochodzi do drobnej kolizji pomiędzy Vettelem, a Ricciardo. W efekcie tego incydentu Niemiec uszkadza oponę i musi zjechać na wymianę.

Na kolejnych okrążeniach stawka bardzo szybko się rozciąga. Przy tak długiej prostej duże znaczenie mają silniki i to widać. Dwa bolidy Mercedesa są w stanie bardzo szybko oderwać się od podążających za nimi Red Bulli. Na jeden z pierwszych pit stopów zdecydował się już na 9-tym okrążeniu Bottas. To dość nietypowa strategia, ponieważ większość ekip z czołówki optowała za pojedynczym postojem w boksach. Potwierdza to jazda kierowców Mercedesa, którzy na wymianę opon decydują się dopiero na okrążeniach 27-29, czyli niewiele przed połową dystansu. Hamilton nieco opóźnia wizytę próbując zredukować swoją stratę do prowadzącego Rosberga, ale nic z tego nie wychodzi. Niemiec utrzymuje na nowych oponach pierwszą pozycję. Taktyka była więc jasna i nic nie zapowiadało potrzeby jej modyfikacji. Jednak na 47. okrążeniu Mercedes zawiadamia swoich kierowców o potrzebie kolejnego pit stopu. Bardzo ciekawa była różnica w zastosowaniu się do tego polecenia przez kierowców teamu. Ta różnica podkreśla w dużej mierze ich odrębny charakter. Rosberg, jako lider zjeżdżając pierwszy nie kwestionował w żaden sposób decyzji teamu i bez dodatkowych pytań zjechał do alei serwisowej.

Rosberg wygrał w Meksyku, ale niedosyt z przebiegu całego sezonu pozostaje (fot. PAP/EPA)
Rosberg wygrał w Meksyku, ale niedosyt z przebiegu całego sezonu pozostaje (fot. PAP/EPA)

Na kolejnym okrążeniu miał odbyć się pit stop Hamiltona. Zespół przygotował już opony, które jak najpóźniej powinny być wyjęte z koców ogrzewających, a Hamilton… nie zjechał. Zapanowała duża konsternacja, widać było i nerwy i obawę, że Hamilton wybierze po prostu zwycięstwo ignorując polecenie zespołu. Dużo mówiące były pod tym względem dialogi radiowe. Hamilton po pierwsze próbował ustalić cel zmiany strategii, po drugie kwestionował sens takiej zmiany. Pod koniec kolejnego okrążenia Brytyjczyk decyduje się na zjazd jednak wątpliwości co do chęci kooperacji w ramach zespołu mogą pozostać. Cel zmiany taktyki z jednego na dwa pit stopy był oczywisty. Mercedes w drugiej części wyścigu wypracował tak dużą przewagę, że mógł niejako "podarować" sobie dodatkową wymianę opon. Za decyzją stały zatem względy bezpieczeństwa. Nie mając praktycznie konkurencji zespół koncentrował się na zminimalizowaniu ryzyka awarii technicznej, a kwestia opon rzeczywiście jest na tym torze kluczowa.

Po kilku raptem okrążeniach dostajemy dodatkowe potwierdzenie słuszności decyzji Mercedesa. Po jednym z co najmniej 3-ech błędów Vettela na tor musi wyjechać samochód bezpieczeństwa, a więc nawet jeżeli kierowcy Mercedesa nie zdecydowaliby się na pit stop i tak straciliby za moment całą swoją przewagę.

Ferrari będzie chciało, jak najszybciej zapomnieć o GP Meksyku (fot. AFP)
Ferrari będzie chciało, jak najszybciej zapomnieć o GP Meksyku (fot. AFP)

Końcówka nie przynosi już znaczących roszad poza walką Bottasa z Kwiatem o trzecie miejsce na podium. Kierowcy Mercedesa popełniają co prawda drobne błędy będące wynikiem dość nadwyrężonego stanu hamulców, ale kolejność pozostaje ta sama. Wygrywa Rosberg, przed Hamiltonem i Bottasem. To ważne zwycięstwo dla Rosberga, bardzo potrzebne w tym niełatwym dla niego sezonie. Osobiście wydaje mi się, że Hamilton mógł zostać poproszony przez zespół o nie robienie zbyt wielu kłopotów dla Nico. Brytyjczyk zdobył już przecież w tym sezonie wszystko, a Rosberg ciągle walczy o drugą lokatę, którą pewnie zdobędzie, ale niedosyt przy tak dużej różnicy punktowej w stosunku do Hamiltona raczej pozostanie.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

[multitable table=141 timetable=4]Tabela/terminarz[/multitable]

Komentarze (0)