Jarosław Wierczuk: Powrót Hamiltona w deszczowym Monako (felieton)

Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy o przebiegu rywalizacji o GP Monako, losowych warunkach atmosferycznych, strategii Red Bulla i powrocie Lewisa Hamiltona.

 Redakcja
Redakcja
AFP

Do Monako ekipa Red Bulla przyjechała w dobrych nastrojach. Nie tylko ze względu na niedawne, sensacyjne zwycięstwo Maxa Verstappena w Barcelonie. Zespół jest po prostu świadomy swojej wartości. Samochód mają rewelacyjny, zwłaszcza pod względem trakcyjnym, chociaż aerodynamika też jest na bardzo wysokim poziomie. To stwarza bardzo duże nadzieje na sukces w ulicznych zmaganiach w Monako. Dodatkowo Red Bull właśnie w Monako debiutuje z nową wersją silnika Renault, choć paradoksalnie w trakcie tego Grand Prix silnik nie jest najważniejszy.

Jednak weekend nie zaczął się udanie dla Red Bulla. W pierwszej odsłonie kwalifikacji, Q1 odpadł Verstappen. Jak wiadomo niemal każdy błąd kończy się w Monako na barierkach i tak samo było tym razem na zakręcie numer 15. Problem w tym, że holenderski kierowca nie mógł wybrać gorszego momentu na popełnienie błędu. Nie zrobił jeszcze żadnego czasu co oznaczało, że nie ma szans na awans do Q2. Błąd był zatem zupełnie niepotrzebny. Nie chodziło przecież w tym momencie o uzyskanie optymalnego czasu. Z kolei konsekwencje tego błędu były wyjątkowo poważne. Monako jest jednym z trudniejszych torów pod kątem możliwości wyprzedzania. Na suchej nawierzchni pozostaje w zasadzie tylko liczenie na błąd rywala. Stąd dobre kwalifikacje i optymalny start to więcej niż połowa sukcesu.

Verstappen chwilę później zobaczył jaką szansę stracił. W Q3 niedoścignionym okazał się bowiem jego kolega z zespołu Daniel Ricciardo. Była to dla niego najlepsza forma rekompensaty po dyskusyjnym przebiegu GP Hiszpanii, co do którego miał wyraźne pretensje do zespołu. Sensacją kwalifikacji okazał się fakt, iż w decydującej odsłonie Ricciardo jechał na oponach supersoft, w przeciwieństwie do szybszych ultrasoft używanych przez konkurencję. Podobnie było w Q2 co oznacza, że Ricciardo był zobligowany regulaminowo do rozpoczęcia wyścigu na twardszych oponach. Swoją szansę upatrywał pod tym względem Nico Rosberg. Startujący z drugiego pola Niemiec zastanawiał się czy uda mu się wyprzedzić Australijczyka na starcie. Problem w tym, że odległość miedzy linią startową, a pierwszym zakrętem jest w Monako bardzo mała. Bezpośrednio po zakończeniu kwalifikacji Helmut Marko, reprezentujący Red Bulla przyznał, że zespół maskował swoją prawdziwą formę zarówno w Q1 jak i Q2. Razem z oryginalną decyzją co do doboru opon pokazuje to niezwykłą pewność siebie Red Bulla. Unikanie opon ultrasoft w kwalifikacjach dało Red Bullowi większy wachlarz możliwości strategicznych, ale tylko teoretycznie. W praktyce dla wszystkich i tak było jasne, że wyścig będzie miał zaledwie jedną sesję pit stopów. Przynajmniej tak powinno być przy stabilnej pogodzie.

ZOBACZ WIDEO Polacy gonią świat... w tunelu aerodynamicznym (Źródło TVP)
Jedną z bardziej niezadowolonych z przebiegu kwalifikacji osób był Hamilton, który wywalczył trzecie pole startowe. Jego wątpliwości budziło Q3. Trzeci raz w tym sezonie w najbardziej istotnym momencie kwalifikacji w bolidzie Hamiltona pojawiają się problemy z sinikiem. Co prawda Mercedes podkreśla, że takie same problemy z ciśnieniem paliwa dotknęły również bolid Mercedesa, ale w dziwny sposób konsekwencje tych problemów były dla obydwu kierowców mocno odmienne. W przypadku Rosberga na dobrą sprawę nie istniały, ponieważ Niemiec był w stanie wykonać pełny plan dwóch wyjazdów w ramach Q3. Hamilton niestety takiego komfortu nie miał. To kolejny z całej serii dziwnych, technicznych zbiegów okoliczności ograniczających, ale zazwyczaj nie przekreślających szans Hamiltona. Pisałem o tym już wielokrotnie, ponieważ w mojej ocenie wpływ dobrze maskowanych decyzji politycznych na działania teamu jest w Mercedesie duży.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×