GP Niemiec to ostatni wyścig przed długą, wakacyjną przerwą. Zainteresowanie kibiców jest tu tradycyjnie duże, na co na pewno liczył zarówno Nico Rosberg jak i Vettel. Tor w niczym nie przypomina niestety oryginalnej, długiej pętli biegnącej przez las, z niezwykle szybkimi prostymi poprzecinanymi szykanami. Jego aktualny charakter jest dostosowany do trendów narzucanych przez nowe obiekty. Pętla ma jednak jedną, podstawową zaletę, czyli bardzo dobre miejsce do wyprzedzania. I rzeczywiście, w dzisiejszym wyścigu bezpośredniej rywalizacji i zmian pozycji było sporo.
Kwalifikacje po raz kolejny potwierdziły coraz wyraźniej rysujący się od kilku wyścigów porządek wyglądający w sposób następujący: pierwszy rząd należy do Mercedesa, drugi do Red Bulla. Ferrari niestety nie jest w stanie, pomimo wielu deklaracji wgryźć się w tę ścisłą czołówkę. Przy tak stabilnej kolejności w ramach pierwszych czterech miejsc jedyną niewiadomą jest walka pomiędzy kierowcami dwóch wiodących zespołów. Tym razem pole position padło łupem Rosberga, choć różnice były minimalne.
Moment startu był decydujący. Mam pod tym względem mieszane odczucia. Start wyglądał bowiem bardzo podobnie jak przed tygodniem w Budapeszcie. Lewis Hamilton, który tradycyjnie nie startował najlepiej objął łatwo prowadzenie, a Rosberg stracił najwięcej i na drugim zakręcie był już na czwartej pozycji, za dwójką kierowców Red Bulla. Wyglądało na to jakby Rosberg miał jakiś problem techniczny. Sama reakcja na start była bowiem prawidłowa, nie miał również specjalnych kłopotów z trakcją. Różnica prędkości, szczególnie na drugim, trzecim i czwartym biegu była w moim odczucie zbyt duża, aby mówić jedynie o czynniku ludzkim. Brak komentarzy ze strony zespołu czy samego Rosberga tylko potęguje moje wątpliwości. Paradoksalnie jednak dzięki stracie pozycji przez Rosberga mogliśmy obserwować rewelacyjną walkę pomiędzy nim, a Daniel Ricciardo. Koło w koło przez kilka zakrętów i górą okazał się Australijczyk.
Po usystematyzowaniu się pozycji priorytetem była oszczędność opon. Szybko okazało się, że zdecydowana większość teamów optuje za trzema postojami w boksach, pomimo wstępnych deklaracji dwóch wymian opon. Ewidentnie obawiano się nagłego spadku przyczepności. Widać to zresztą po alokacjach mieszanek. Potencjalnie najszybsza opona ultrasoft nie była dopuszczona. Twarde mieszanki i trzy pit stopy oznaczają wyjątkowo surową prognozę przewidywanego tempa zużycia opon.
ZOBACZ WIDEO Konrad Bukowiecki: Stres? Liczę, że w Rio nie będzie takich dziwnych akcji (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Pomimo koniecznej dbałości o stan opon Hamilton nie byłby sobą gdyby od pierwszych metrów wyścigu nie próbował rozbudować przewagi. Tempo jednak w pierwszej fazie wyścigu było bardzo porównywalne w całej czołówce. Na 11. okrążeniu Hamilton jechał raptem pięć sekund przed Verstappenem, który po rewelacyjnym starcie objął drugą pozycję. Jedno okrążenie później zjechał zarówno Rosberg jak i Verstappen. W przypadku Niemca była to próba wyprzedzenia Ricciardo w trakcie serii pit stopów. Próba się nie powiodła, Rosberg i Verstappen wyjechali po zmianie opon wśród innych zawodników tracąc kolejne sekundy. Klasyfikacja w czołówce pozostała zatem bez zmian, ale do czasu. Po pierwszej wymianie opon zdecydowanie ożywił się Rosberg, który liczył na pokonanie zawodników Red Bulla i objęcie 2. miejsca. Niemiec zaatakował Verstappena w najdogodniejszym miejscu na torze. Max, na podobnej zasadzie jak tydzień temu na Hungaroring próbował w ostatniej chwili zmienić tor jazdy, aby wytrącić z rytmu swojego przeciwnika. W efekcie Rosberg został zmuszony do zacieśnienia toru jazdy i wcześniejszego skrętu. To jednak go nie usprawiedliwiało. Przeprowadził manewr wyprzedzania zbyt agresywnie, nie doszło co prawda do kontaktu, ale Verstappen został wypchnięty poza tor, a rywal nie pozostawił mu miejsca. Oczywiste w takiej sytuacji były konsekwencje regulaminowe. Nico dostał karę 5 sekund, która miała być doliczona w trakcie najbliższego postoju w boksach. Pomimo to zespół próbował motywować swojego kierowcę mówiąc, iż ciągle drugie miejsce jest jak najbardziej realne.
Druga seria pit stopów przypadała około 30. okrążenia, przy czym bardzo wyraźnie rysowała się już na tym etapie różnica w strategii obydwu kierowców Red Bulla. Ricciardo zjechał pięć okrążeń później niż Verstappen, a sam dobór opon również był odmienny. W tym wyścigu wyjątkowo wiele zależało właśnie od opon. Pirelli już nas trochę odzwyczaiło od przykładania wyjątkowej uwagi do tego czynnika, ale Hockenheim okazał się w tym sensie dobrą powtórką przeszłości. Kluczowe były zarówno żywotność jak i przyczepność. Co więcej, w większym stopniu niż normalnie poszczególne mieszanki wpływały na balans samochodu. Wyjątkowo problematyczna okazała się wersja soft. Po drugiej serii pit stopów zarówno Rosberg jak i Verstappen jechali na właśnie takich oponach. W przeciwieństwie do Ricciardo, który na ogumieniu supersoft niemal natychmiast zaczął uzyskiwać rewelacyjne czasy i szybko stał się zagrożeniem dla plasującego się na 2. pozycji Verstappena. Zamiana miejsc odbyła się bardzo płynnie, Holender po prostu przepuścił Australijczyka ewidentnie stawiając pracę zespołową ponad indywidualny wynik, przynajmniej w tym wyścigu.
Na tym etapie Grand Prix zaskakiwało wyjątkowo niskie tempo Rosberga. Niemiec nie tylko nie był w stanie odebrać utraconych wcześniej pozycji, ale nie próbował nawet nawiązać walki.
Ostatnia wizyta w boksach i założenie mieszanki supersoft wyraźnie polepszyło możliwości Verstappena. Bardzo dobre czasy zostały szybko zauważone przez Ricciardo i na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W końcówce czasy obydwu bolidów Red Bulla były porównywalne jednak do żadnej wymiany miejsc już nie doszło. Trochę obawiałbym się w tym kontekście odgórnego założenia wyniku przez zespół tym bardziej, że niektóre aspekty dziwią. Po pierwsze, Verstappen stracił możliwość obrony 2. miejsca jednoznacznie przez strategię. Nie jest to absolutnie zarzut w stosunku do Daniela Ricciardo. Jego tempo wyścigowe zasługuje na pełne uznanie, ale po prostu strategia zrealizowana w przypadku okazała się lepsza. Pod kątem Verstappena popełniono szereg drobnych błędów. Po drugie, co jest mało znaną ciekawostką tego wyścigu w przypadku akurat jego finalnej fazy (3. pit stopu), gdzie Verstappen miał szanse i powinien być w stanie nawiązać walkę, na jego bolid założono opony używane w przeciwieństwie do nowych w samochodzie Ricciardo. Czyżby celem było uniknięcie rywalizacji i tym samym ryzyka utraty punktów?
A propos punktów jak na razie poprzedni wyścig na Węgrzech rzeczywiście okazuje się momentem zwrotnym tego sezonu. Tydzień temu Hamilton, po raz pierwszy od początku sezonu przejął prowadzenie w klasyfikacji, a w ten weekend zdecydowanie je umocnił. Różnica wynosi aktualnie 19 oczek. Czas na reakcję Rosberga. Byłaby ona pożądana jak sądzę również przez zespół, dla którego wyrównana i zacięta walka jest znacznie lepszym scenariuszem niż banalny do przewidzenia wynik końcowy.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.