Jarosław Wierczuk: Barcelona kontynuacją żonglerki

Kibicom do pełni szczęścia brakuje wyraźnego progresu Red Bulla, ponieważ Mercedes i Ferrari są na bardzo zbliżonym poziomie i to na tyle, że ich mocne oraz słabe strony zmieniają się z wyścigu na wyścig. GP Barcelony była kontynuacją tej żonglerki.

Niestety spodziewanego przełomu nie było. Przypomnę tylko, że w Australii, czyli całkiem niedawno podział kompetencyjny rysował się dość jasno. Mercedes miał przewagę w skali jednego okrążenia, ale to jednak Ferrari narzucało rytm w trakcie wyścigu. Wyraźne przy tym było zdecydowanie inne podejście obu konstrukcji do tematu "żywotności opon". Mercedes miał z tym dużo większy problem i bardziej agresywnie "konsumował" ogumienie. Jednak to już historia. Poziom tych dwóch zespołów jest na tyle porównywalny, że mówimy o niuansach, a nie przepaści technologicznej. W efekcie już np. w Rosji podział ról był zgoła inny. O ile Rosja powiedziała w tej tendencji A to Hiszpania B. Mercedes, głównie dzięki słynnym możliwościom "wyczarowania" idealnego okrążenia przez Hamiltona zdobył pole position, ale Vettel był szybkościowo na niemal identycznym poziomie.

Start jest w Barcelonie kluczowy i należał do Vettela, przy czym w pierwszym zakręcie było naprawdę gorąco. W wyniku typowo wyścigowej kolizji został wyeliminowany zarówno Verstappen jak i Raikkonen. Holender miał natychmiast pretensje do Kimiego, ponieważ bolid Ferrari po prostu wjechał w Red Bulla. Paradoksalnie jednak odpowiedzialność nie leżała ani po stronie Verstappena ani Raikkonena. Jeżeli już to pewien negatywny w skutkach ciąg zdarzeń został uruchomiony przez Bottasa, który dość wcześnie zaczął hamować do owego pierwszego zakrętu, pozwalając na atak po zewnętrznej kierowcom Red Bulla i Ferrari. Opisuję ten incydent, ponieważ widzę bardzo wiele zbieżności z podobną sytuacją na pierwszym zakręcie zeszłorocznego GP Belgii. Tam również Verstappen był poszkodowany i podobnie jak w Hiszpanii w zasadzie trudno było komukolwiek przypisać winę. Nie ma to jak tendencja do bycia w złym miejscu w złym czasie.

Czemu zatem doszło do zmiany na pozycji lidera w drugiej połowie wyścigu? Kilka drobnych czynników i jeden spektakularny. Po pierwsze niemałą rolę odegrał w tym pojedynku Bottas. Z czołówki zjechał zdecydowanie najpóźniej przez co przez pewien czas był liderem i to pomimo wyjątkowo niskiego tempa wyścigowego. Jestem przekonany, że Mercedes zdawał sobie sprawę, iż pomimo dużo "młodszych" opon i wyraźnie lepszego tempa Vettelowi będzie bardzo trudno wyprzedzić Bottasa. I dokładnie tak było. Kluczem do tej zagadki jak i do wyniku całego wyścigu była wyjątkowa nadwyżka prędkości bolidów Mercedesa na prostej startowej. Właśnie dlatego pomimo DRS Vettel przez wiele okrążeń nie mógł sobie poradzić z Bottasem tracąc nie tylko cenne sekundy, ale zdecydowanie bardziej obciążając opony. Tak samo przebiegał też manewr przejęcia prowadzenia.

Korzystając z chwilowej neutralizacji (wirtualny samochód bezpieczeństwa) na kolejny pit stop zdecydowali się obaj pretendenci do zwycięstwa. Vettel wyjechał dosłownie koło w koło z Hamiltonem i w bezpośredniej walce obronił pozycję. Jednak kilka kolejnych okrążeń nie pozostawiało złudzeń. Różnica w prędkości maksymalnej na prostej była zdecydowanie zbyt duża, aby Niemiec miał szansę na obronę. Dojeżdżając do punktu hamowania Lewis nie tylko zdołał zrównać się z rywalem, ale był na tyle z przodu, że nie musiał nawet zacieśniać toru jazdy na wejściu do zakrętu. Powiem tyle – nie wiem co konkretnie Mercedes zrobił, ale takiego efektu z całą pewnością nie można uzyskać samym DRS. Moim zdaniem zresztą nie jest to również zasługa wyłącznie samej jednostki napędowej, chociaż różnica w konkurencyjności pomiędzy Hamiltonem, a Bottasem w Hiszpanii może sugerować, że specyfikacja silnikowa w ramach teamu Mercedesa mogła być daleka od identycznej. Jasne jest dla mnie jedno. Nie tylko Mercedes miał świadomość wagi asa w rękawie, ale już przed wyścigiem dobrze rozeznane w sytuacji było też Ferrari. Stąd takie, a nie inne priorytety w wyścigu. Jasne jest też jeszcze jedno. Gdyby nie jazda za Bottasem i drobny błąd przy dublowaniu Massy na sześć okrążeń przed metą Vettel byłby przed Hamiltonem, ale gdybaniem niestety wyścigów się nie wygrywa, a poza tym w ten sposób mamy przecież jeszcze bardziej ciekawą sytuację punktową.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski otwarcie o swoich relacjach z Rafałem Majką. "Wzajemnie się nakręcamy"

Komentarze (0)