Aston Martin jest regularnym uczestnikiem ostatnich spotkań FIA z producentami jednostek napędowych, dotyczących przyszłego regulaminu silnikowego, obowiązującego od 2021 roku. Brytyjski producent jak większość marek zainteresowanych wejściem do F1, stawia za pierwszy warunek zmniejszenie kosztów zaangażowania się w sport.
Aktualnie Aston Martin współpracuje z Red Bullem w ramach umowy sponsorskiej oraz wspólnie z Adrianem Neweyem opracowuje projekt samochodu drogowego Valkyrie.
- W tej chwili jesteśmy na obrzeżach F1 z Valkyrie i Red Bullem - przyznał prezes Aston Martin, Andy Palmer. - To normalne, że pojawia się pytanie: czy chcesz wejść do F1 ze swoim zespołem? Naszym największym konkurentem jest Ferrari. Racjonalne wydaje się więc związanie ze sportem.
Palmer podkreśla jednak, że obecne stawki krążące wokół królowej motosportu są nie do przyjęcia dla brytyjskiej marki. - Nie mamy 350-400 milionów euro rocznie, które moglibyśmy wydać na program w F1 - powiedział. - Jeśli - a podkreślam to mocno, jeśli - zostanie wprowadzone ograniczenie w liczbie zatrudnionych osób i budżetu jaki można przeznaczyć na rozwój silnika, to na tak rozsądnym poziomie możemy się nad tym (Formułą 1) zastanowić.
ZOBACZ WIDEO Morderczy triatlon dla najtwardszych: DATEV Challenge Roth 2017 (WIDEO)
Aston Martin nie będzie jednak zainteresowany wejściem do F1 na podobny sposób jak zrobiła to marka TAG Heuer, która promuje się w nazwie dostawcy jednostek dla Red Bulla, korzystającego w rzeczywistości z silników Renault.
- Nigdy nie byłem fanem takiej formy sponsoringu. Zawsze staram się, aby nabrało to pewnego stopnia autentyczności. Jeśli znajdziemy możliwość, gdzie będziemy mogli pomóc od strony technicznej, to jestem jak najbardziej za - oznajmił Palmer.