Na torze kilka razy oszukał śmierć, a ból zwalczał morfiną. Słynny mistrz F1 zginął w strasznym wypadku

Giuseppe Farina był pierwszym w historii mistrzem świata Formuły 1. Uwielbiał ryzyko, przez co miał tyle wypadków, że potem musiał znieczulać ból morfiną. Zginął kilka lat po zakończeniu kariery, gdy rozbił się prywatnym samochodem.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Giuseppe Farina PAP / DPA / Na zdjęciu: Giuseppe Farina
Eksperci, którzy zajmują się historią Formuły 1, mają duży problem z Giuseppe Fariną. Włoch wygrał pierwsze w historii mistrzostwa świata, ale potem nigdy tego nie powtórzył. Z jednej strony często stawał na podium, ale z drugiej na torach popisywał się zbyt dużą nonszalancją i wiele razy nie dojeżdżał do mety.

Był świetnym kierowcą, ale nie wybitnym i dlatego daleko mu do największych legend najszybszego sportu na świecie.

Przyczynił się do śmierci dwóch kierowców

Farina urodził się w 1906 roku i przeżył dwie wojny światowe. Dzieciństwo miał jednak dość spokojne. "Nino", jak nazywali go potem kibice, wychowywał się w bogatej rodzinie, a więc miał niemal wszystko, co tylko sobie zapragnął. Już jako 9-latek otrzymał swój pierwszy samochód. Ojciec kupił mu 2-cylindrowe Temperino. To za kierownicą tego auta dojrzewała w nim miłość do motoryzacji.

Ojciec sam był amatorskim kierowcą wyścigowym i dlatego nie dziwi, że syn poszedł w jego ślady. W 1925 roku obaj spotkali się na trasie wyścigu górskiego Aosta-Gran San Bernardo. Giuseppe chciał utrzeć nosa tacie i zależało mu, aby ukończyć zawody przed nim. Senior Farina na metę dojechał czwarty. Syn wyścigu nie ukończył. Na trasie rozbił swoje Alfa Romeo i trafił do szpitala ze złamaną ręką oraz pokiereszowaną twarzą. W kolejnych latach takie obrazki były normą.

ZOBACZ WIDEO Kuba Przygoński zamierza atakować na Baja Poland

"Nino" jednak najpierw dużo uwagi poświęcał edukacji. Ukończył studia prawnicze i zdobył tytuł doktora. Wyścigi były dla niego pasją, która z czasem przerodziła się w coś większego. Kiedy dostał się do zespołów Maseratti, a później Alfa Romeo, był już kierowcą pełną gębą. Nie wszyscy jednak go lubili. Na torze zamieniał się w diabła. Tak bardzo mu zależało na zwycięstwach, że bezpieczeństwo rywali miało dla niego drugorzędne znaczenie.

To miało tragiczne skutki. W 1936 roku wyprzedzał Marcela Lehouxa i uderzył jego samochód. Francuz dachował, jego auto zaczęło się palić, a w dodatku kierowca doznał pęknięcia czaszki. Niedługo później zmarł w szpitalu. Farina wyszedł z tego bez szwanku i nie wyciągnął wniosków. Dwa lata później spowodował kraksę z Laszlo Hartmannem. Włoch znowu nie ucierpiał, ale jego konkurent następnego dnia zmarł.

Oczywiście to dwa najpoważniejsze zdarzenia. Poza tym było kilka innych. Nawet na treningach Giuseppe jeździł jak szalony, ale tam krzywdę robił tylko sobie. Jeden z wypadków sprawił, że nie mógł się ścigać przez kilka miesięcy. Najgorsze było jednak to, że Włoch nie uczył się na błędach.

Oficer czołgu, który został pierwszym mistrzem F1

Podczas II wojny światowej kariera Fariny stanęła w miejscu. On także musiał iść na front. We włoskiej armii służył jako oficer czołgu. Kierowca wyścigowy był w gronie tych szczęśliwców, którzy do domu wrócili cali i zdrowi. Kiedy na świecie zapanował pokój, on znowu mógł się ścigać.

NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ, JAK FARINA ZOSTAŁ PIERWSZYM MISTRZEM F1, O TRAGICZNYM WYPADKU, W KTÓRYM ZGINĘŁO DZIEWIĘCIU KIBICÓW ORAZ OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI FARINY.
Czy lubisz oglądać zawody Formuły 1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×