Orlen postanowił wycofać się z Formuły 1 i tej decyzji należało się spodziewać. Nie chodzi o to, że firma "wraca do zaścianka", jak napisał to w mediach społecznościowych Daniel Obajtek, a bardziej o to, że ten projekt marketingowy z każdym kolejnym miesiącem miał mniejszy sens. Kwotę ok. 50 mln zł rocznie można zagospodarować w sposób znacznie lepszy.
Gdy pod koniec 2018 roku firma z Płocka decydowała się na wejście do F1, miało to marketingowy sens. Niektórzy powiedzą nawet, że polityczny, bo udało się przykryć sprawę wycieku taśm Mateusza Morawieckiego, na których ten jeszcze za czasów prezesury w banku BZ WBK cieszył się z wypadku rajdowego Roberta Kubicy, bo dzięki temu firma nie musiała go sponsorować. Tyle że rozmowy ws. F1 prowadzono już wcześniej, zanim taśmy Morawieckiego trafiły do mediów (więcej TUTAJ).
W tamtym okresie powrotem Kubicy do F1 żyły miliony Polaków, a Orlen pomagając krakowianinowi miał swój udział w tym historycznym wydarzeniu. Gdyby historia polskiego kierowcy potoczyła się inaczej, zasługi giganta paliwowego byłyby nie do opisania. Tyle że Orlen i Kubica związali się z Williamsem w najgorszym możliwym momencie, gdy ekipa szorowała po dnie F1 i nie była nawet w stanie zbudować dwóch równorzędnych bolidów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobiło się gorąco. Pokazała się w bikini na rajskiej plaży
Współpraca Orlenu z Williamsem się obroniła, bo najmniejsza wzmianka o Kubicy w 2019 roku przekładała się na gigantyczne zasięgi i promocję marki. Dlatego też można było zrozumieć decyzję o pozostaniu w F1 i współpracy z Alfą Romeo. Kubica, już jako rezerwowy, miał szansę jazdy w treningach i testach. W jednej z sesji testowych wykręcił nawet najlepszy czas dnia, czym pokazał, że wciąż potrafi co nieco za kierownicą i niesłusznie był krytykowany w okresie jazdy Williamsem.
Jednak z każdym miesiącem kibice w Polsce coraz bardziej zdawali sobie sprawę z tego, że szanse na powrót Kubicy do F1 stają się mniejsze, a zainteresowanie dyscypliną zaczęło maleć. Nawet Frederic Vasseur, ówczesny szef Alfy Romeo, wytykał krakowianinowi wiek i wspominał o jego kontuzjowanym ramieniu. To partnerstwo Orlenu ratowały też inne projekty, jak premiera bolidu Alfy Romeo w Teatrze Narodowym w Warszawie, czy prezentacja zespołu w stolicy. Dzięki temu Kimi Raikkonen i Antonio Giovinazzi pojawili się w naszym kraju, co było nie lada gratką dla fanów F1.
Wzrost stawek sponsorskich sprawił, że Orlen został przelicytowany przez kontrowersyjną firmę Stake, która prowadzi zakłady bukmacherskie w sieci. Nowy sponsor zapłacił ekipie z Hinwil nieco ponad 30 mln dolarów rocznie (ok. 120 mln zł), podczas gdy firma z Płocka przelewała dotąd ok. 10 mln dolarów (ponad 40 mln zł). W ten sposób państwowa spółka w 2023 roku trafiła do zespołu funkcjonującego obecnie jako Visa Cash App RB.
Współpraca z drugą ekipą Red Bulla to też moment, w którym cały projekt pod tytułem "Orlen w F1" zaczął się rozjeżdżać. Nie było już mowy o tym, by Kubica był rezerwowym w tej ekipie, bo "czerwone byki" mają wystarczającą liczbę własnych kierowców i wolą promować juniorów. Niewiele było też imprez marketingowych. Jeśli Daniel Ricciardo czy Yuki Tsunoda pojawiali się w Polsce, to na imprezach zamkniętych. Zabrakło pomysłu z rozmachem, jak chociażby VERVA Street Racing, która w 2019 roku potrafiła ściągnąć na ulice Gdyni ok. 500 tys. osób chcących zobaczyć w akcji bolid F1.
Daniel Obajtek lubił podkreślać, że obecność Orlenu w F1 pomaga w rebrandingu stacji w Niemczech, Czechach i innych krajach. Nawet w noworocznym tweecie stwierdził, że w ten sposób "budowało się rozpoznawalność marki za granicą". Tyle że znów, firma z Płocka nie organizowała wielu imprez promocyjnych u naszych sąsiadów, aby zwiększyć rozpoznawalność marki poza Polską. Sam fakt, że po torach F1 jeździł samochód oklejony logotypami Orlenu, to za mało. Podobnie jak prezentowanie bolidu na wybranych stacjach paliw.
Od jednego z pracowników Orlenu usłyszałem, że za prezesury Obajtka firma lubiła się chwalić ekwiwalentem reklamowym wynikającym z obecności w F1, dla przykładu - 648 mln zł w 2021 roku. Tyle że w przypadku Formuły 1 jest on złudny. Do globalnego ekwiwalentu zliczani są chociażby kibice obserwujący wyścigi w Ameryce Południowej, a przecież Orlen sprzedaje paliwa na stacjach w kilku krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
Wydaliśmy w ciągu sześciu lat co najmniej 200-250 mln zł na sponsoring poprzez F1, a jesteśmy w tym samym miejscu. Nie doczekaliśmy się kolejnego Polaka w stawce, nie zanosi się na budowę profesjonalnego toru wyścigowego nad Wisłą ani tym bardziej na organizację GP Polski w Formule 1.
Orlen zapowiedział, że skoro nie będzie sponsorował żadnej ekipy F1, to utworzy akademię motorsportową. Dzięki niej młode talenty, takie jak Tymoteusz Kucharczyk, Kacper Sztuka czy Maciej Gładysz, mają szansę zaistnieć na arenie międzynarodowej. Z tym mieliśmy ostatnio ogromny problem, bo każdy "nowy Kubica" napotykał na barierę w postaci braku budżetu.
Zostaje mieć nadzieję, że Orlen dotrzyma słowa i nasi juniorzy dostaną wsparcie, na jakie zasługują. Mamy obecnie złote pokolenie młodych kierowców. Jeśli tylko otrzyma ono odpowiedni sponsoring, to w perspektywie kilku lat któryś z nich może zapukać do F1, a to ponownie otworzy Orlenowi furtkę do bycia sponsorem jednej z ekip. W obecnej sytuacji, nie mając pomysłu na promocję poprzez Formułę 1 i bez Polaka na polach startowych, spalalibyśmy rocznie tylko miliony złotych.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty