Słowa "nie możesz" nie istnieją. Alessandro Nannini przykładem dla Roberta Kubicy

PAP/EPA / XPB / Na zdjęciu: Robert Kubica
PAP/EPA / XPB / Na zdjęciu: Robert Kubica

W historii motorsportu doszło do wielu wypadków, po których kierowcom udawało się jednak wrócić do rywalizacji. Kibice dobrze znają przypadki Nikiego Laudy, Alexa Zanardiego czy Roberta Kubicy. O Alessandro Nanninim słyszeli jednak nieliczni.

Jak pisał przed czterema laty "Motorsport Retro", do niektórych sportowców nie trafiają słowa "nie, nie możesz". Uznany serwis w tym kontekście wymienił trzy nazwiska - Alexa Zanardiego, Roberta Kubicę i Alessandro Nanniniego.

O wypadku Kubicy słyszeli wszyscy

W roku 2013 Kubica dopiero dochodził do pełnej sprawności po makabrycznym wypadku w Ronde di Andora. Wielu Polaków marzyło wtedy, by kiedyś z powrotem zobaczyć krakowianina w Formule 1, ale realistycznie nie widzieli na to żadnych szans. Nikt nawet nie myślał o tym, że w roku 2017 Kubica będzie o krok od fotela w Williamsie. Wtedy za promyk nadziei uznawano kolejne występy polskiego kierowcy w rajdach. Sklasyfikowano to jako pewien rodzaj rehabilitacji po wypadku na trasie rajdu.

Wtedy Kubica wiele razy usłyszał historię Zanardiego, mającego na swoim koncie występy w F1 w takich ekipach jak Minardi, Lotus czy Williams. Włoch w 2001 roku miał poważny wypadek na Lausitzringu w Niemczech, gdy ścigał się w Champ Car. Stracił obie nogi, ale się nie poddał. Po kilku miesiącach powrócił do rywalizacji, prowadzony przez niego samochód był dostosowany do jego niepełnosprawności. Zanardi wystąpił też na igrzyskach paraolimpijskich, z których przywiózł złote medale.

Zapomniana historia Alessandro Nanniniego

W dyskusji o Kubicy i Zanardim bardzo często zapomina się o Alessandro Nanninim. Być może dlatego, że wygrał tylko jeden wyścig w F1 (tak jak Kubica). Bo trafił do królowej motorsportu dość późno, w wieku 27 lat. Bo tragiczny wypadek bardzo szybko przeszkodził mu w karierze i równorzędnej walce z takimi legendami jak Ayrton Senna czy Alain Prost.

ZOBACZ WIDEO Artur Boruc: Cieszę się z tego, co osiągnąłem i niczego nie żałuję

Nannini pojawił się w F1 w roku 1986 dzięki ekipie Minardi. Jego samochód był tak awaryjny, że w ciągu dwóch sezonów ledwie trzykrotnie dojeżdżał do mety. Nie zdobył ani jednego punktu, a inni i tak widzieli w nim szybkiego kierowcę i zaproponowali mu starty w barwach Benettona. Tam jego wyniki poszły w górę. Pojawiły się pierwsze podia. Kluczowy dla niego miał być sezon 1989.

I był. Znów bił się o czołowe lokaty, w Grand Prix Japonii udało mu się odnieść pierwszą wygraną w karierze. Skorzystał na kolizji Senny z Prostem, ale czasem w motorsporcie trzeba mieć nieco szczęścia. Tego zabrakło mu rok później. Tydzień po Grand Prix Hiszpanii, w którym zajął trzecie miejsce, Nannini leciał helikopterem. Gdy maszyna podchodziła do lądowania w Sienie, jego rodzinnym mieście, coś poszło nie tak. Doszło do wypadku.

Powrót do ścigania z kontuzjowaną ręką

Włoski kierowca przeżył, ale jego prawa ręka była bliska amputacji. Została przecięta na wysokości łokcia. Chirurdzy robili wszystko, co w ich mocy, aby ją uratować. Udało się. Nerwy zostały ponownie połączone, choć Nannini miał przed sobą perspektywę długiej rehabilitacji. Podobnie jak Kubica.

Wtedy w jego powrót do ścigania w F1 nie wierzył nikt. Jednym z pierwszych gości przy jego szpitalnym łóżku był Nelson Piquet, były mistrz świata i jego partner z Benettona. Brazylijczyk był jednak pesymistą.

- Tak, to prawda. Nelson miał przyjaciela, który stracił kończynę. Nogę, jeśli dobrze pamiętam. Też udało się ją przyszyć, ale potem ten przyjaciel tego żałował. Twierdził, że lepiej żyłoby mu się z protezą niż z niesprawną nogą. Jednak nawet nie chciałem myśleć o tym, o czym mówił Nelson. Lekarze dopiero co uratowali mi ramię, miałem zamiar ponownie ścigać się w F1. Nie chciałem, by ktokolwiek wokół mnie rozsiewał jakieś wątpliwości - mówił po latach w jednym z wywiadów Nannini.

Na kolejnej stronie przeczytasz o tym jak Alessandro Nannini miał uzgodniony kontrakt z Ferrari, podobnie jak Robert Kubica. Dowiesz się też, w jaki sposób polski kierowca już w 2013 przepowiedział sobie przyszłość. Zapraszamy!
[nextpage]Dogadany kontrakt w Ferrari. Jak w przypadku Kubicy

Gdy doszło do wypadku śmigłowca, Nannini miał już być po słowie z Ferrari. Do stajni z Maranello miał dołączyć w 1991 roku. Kontuzja ręki sprawiła, że Włoch musiał zapomnieć o realizacji swojego życiowego marzenia. To też budzi skojarzenia z Kubicą, bo Polak gdy rozbił się rajdówką we Włoszech, też miał już w kieszeni umowę z włoskim zespołem. Miał tam zastąpić po sezonie zawodzącego Felipe Massę.

Nanniniemu do F1 nie udało się już powrócić, ale nie zrezygnował ze ścigania. Dwa lata po wypadku pojawił się na Monzy, by rywalizować w wyścigach samochodów turystycznych. I ponownie stanął na najwyższym stopniu podium, mając do dyspozycji świetnie przygotowaną Alfę Romeo 155 GTA.

Ręka przeszkodą w życiu codziennym, nie na torze

Nannini nie ukrywa, że kontuzjowana prawa ręka sprawia mu więcej problemów w życiu codziennym niż za kierownicą samochodu. Stał się leworęczny, niczym Kubica. Filiżankę ulubionego espresso chwyta lewą ręką, w niej trzyma też zapalonego papierosa. Gdy tylko może, chowa ją jednak za siebie. Stara się jej nie eksponować. Podobnie czyni Kubica, który przez wiele lat robił wszystko, by w sieci nie pojawiło się zdjęcie jego zmasakrowanego ramienia.

- Nie można sobie wyobrazić emocji, jakie były wewnątrz mnie, gdy wracałem do ścigania. Przed startem wyścigu serce pulsowało jak szalone. Czułem się jak za młodu, gdy startowałem w pierwszych zawodach. To wszystko zniknęło, gdy wyścig ruszył. Zanim przyszło nam hamować w pierwszym zakręcie, to już zaciskałem zęby i "zamykałem drzwi" rywalom, którzy próbowali mnie wyprzedzać. To było jak pobudka z długiego snu. Znów czułem się jak kierowca wyścigowy. Czułem się tak, jakbym nigdy nie opuścił tego świata - wspominał Nannini.

Nie można powiedzieć, że w wyścigach turystycznych Nannini mierzył się ze słabymi rywalami. W tamtych czasach we włoskiej serii ścigali się kierowcy aspirujący do F1, albo tacy, którzy świeżo co z niej wypadli. Rywalami Włocha byli m. in. Giancarlo Fisichella, Keke Rosberg, Gabriele Tarquini czy Alex Wurz. Pomimo tak wyborowej stawki, udało mu się wygrać aż 13 wyścigów.

Nannini zadowolony ze swojego życia po wypadku

- Były momenty, gdy się nie układało. Przytrafiały mi się myśli, w których zastanawiałem się, co robię w wyścigach, skoro nie jestem w stanie wygrywać. Czy nie byłoby lepiej zrezygnować? Jeśli jesteś przyzwyczajony do zwycięstw, do walki o nie, a później jesteś tego pozbawiony, to czegoś ci brakuje - stwierdził Nannini.

Kierowca z Sieny wie jednak, że nie może narzekać na swój los. Może nie sięgnął po upragniony tytuł mistrzowski w F1. Nie odjechał ani jednego wyścigu w barwach Ferrari, co dla wielu Włochów jest marzeniem z lat dzieciństwa. Przeżył jednak fatalny wypadek, po którym mimo wszystko mógł robić to, co kochał.

- Nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony, bo to niemal cud, że jestem tutaj i nadal mogę myśleć o ściganiu, choć może nie na tym poziomie, na którym bym chciał. Jednak to chyba normalne, że człowiek ciągle myśli o dążeniu do maksimum - podsumował swoje dotychczasowe życie Nannini.

Kubica przepowiedział przyszłość?

Gdy "Motorsport Retro" zajmował się tematem Kubicy w 2013 roku, cytował jego najświeższy wywiad z "Autosportu". Polak już wtedy nie wykluczał powrotu do F1. - Nie mogę sobie wyobrazić tego, że nie wrócę do F1. Wręcz przeciwnie. Jestem przekonany, że kiedyś ponownie stanę na starcie. Gdyby chodziło tylko o siłę w ręce, to mógłbym to nadrobić w siłowni. Chodzi jednak o nerwy i mięśnie. Jednak gdyby kokpit samochodu F1 stał się o 20 cm szerszy... - mówił przed czterema laty Kubica.

Mamy rok 2017. W F1 doszło do małej rewolucji w przepisach, samochody stały się nie tylko potężniejsze, ale i szersze. Kubica dotrzymał słowa. Podjął próbę powrotu. Nie poddał się. Tak jak przed laty Nannini. Polak najpierw był testowany przez Renault, później przez Williamsa. Teraz ma spore szanse na kontrakt w zespole z Grove. Kluczowe dla 32-latka mogą się okazać posezonowe testy F1 w Abu Zabi. Tam najprawdopodobniej zobaczymy Kubicę za kierownicą tegorocznego modelu FW40.

Kubica, podobnie jak Nannini, ma jednak świadomość, że jedno zwycięstwo w swoim życiu już odniósł. - Po wypadku zdałem sobie sprawę, że jestem szczęśliwy, że żyję. Kiedy idziesz do szpitala i widzisz ludzi, którzy nie mają przed sobą żadnych szans, inaczej odbierasz życie. Często nie doceniamy tego, co mamy. Kiedy wszystko idzie dobrze, potrafimy narzekać na złą pogodę. Kiedy jesteś przywiązany do łóżka szpitalnego i nie możesz wstać, nawet cię nie obchodzi czy na zewnątrz pada deszcz. W takich momentach doceniasz to co masz, nawet jeśli o tym nie marzyłeś - mówił Polak w 2013 roku.

Źródło artykułu: