Akcje Williamsa tanieją. Wybór kierowcy będzie mieć wpływ na wartość zespołu

Newspix / Robert Kubica podczas testów opon Pirelli w Abu Zabi
Newspix / Robert Kubica podczas testów opon Pirelli w Abu Zabi

Jeśli Williams podpisze kontrakt z Siergiejem Sirotkinem, prawdopodobnie spadnie wartość akcji zespołu na giełdzie. Z tym Brytyjczycy muszą się bardzo liczyć, bo sukcesy w Formule 1 nie zawsze idą w parze z dobrą sytuacją finansową.

Williams jako spółka giełdowa

Od dawna Williams jest spółką notowaną na giełdzie, a to zmusza Brytyjczyków do publikowania swoich raportów i sprawozdań finansowych. Na spółkę Williams Grand Prix Holdings Plc. składa się nie tylko zespół, ale też fabryka w Grove. Stawia to kierownictwo Williamsa w dość trudnej sytuacji. Jako team mogą odnosić sukcesy w Formule 1, ale jeśli nie będzie się to przekładać na dochody zespołu, to ceny akcji zaczną spadać. Widać to w danych za poprzednie lata.

Brytyjczycy poważnie podchodzą do swoich inwestorów. Na ich stronie internetowej można znaleźć raporty finansowe z działania grupy Williams. Najstarsze z nich pochodzą z 2007 roku. W nich znajdziemy czarno na białym, ile wynosiły przychody firmy, czy wygenerowała ona zysk czy też stratę.

- Raporty roczne pomagają akcjonariuszom zrozumieć, jak ma się ich inwestycja, co dzieje się z ich pieniędzmi. Stanowią też dobry punkt wyjścia dla osób, które rozważają zakup udziałów w Williamsie - chwalą się Brytyjczycy.

Dobre wyniki finansowe za 2016 rok. Nie do powtórzenia?

Analizując sytuację Williamsa, rzuca się w oczy, że nie zawsze świetne wyniki w F1 oznaczają sukces finansowy. W latach 2014-2015 Brytyjczycy kończyli klasyfikację konstruktorów na trzeciej pozycji, podczas gdy w kolejnych dwóch sezonach byli piątą siłą w stawce. Mimo gorszych rezultatów, wzrosły przychody związane z F1. W 2015 roku wynosiły one 101,5 mln funtów, podczas gdy kolejnego roku wzrosły do poziomu 116,7 mln funtów.

Spore obroty generuje też firma Williams Advanced Engineering, związana z nowymi technologiami. Jej przychody też rosną - z poziomu 21,3 mln funtów (2015 rok) do 36,9 mln funtów (2016).

Obecnie jedna akcja spółki na giełdzie we Frankfurcie warta jest 16,87 euro (dane z 22 grudnia). To znacznie mniej niż kwietniu 2017 roku, kiedy to Brytyjczycy opublikowali raport finansowy za poprzedni rok. Wtedy akcje Williamsa wystrzeliły w górę i były warte 18,62 euro. Skąd taka radość inwestorów? Williams zyskał ok. 10 mln euro na sprzedaży Valtteriego Bottasa do Mercedesa. Zainkasował też ok. 30 mln euro od ojca Lance'a Strolla, który opłacił synowi starty w Formule 1. To zagwarantowało Brytyjczykom świetne wyniki finansowe, które trudno będzie powtórzyć.

- Firma zaczęła mocno rosnąć w kwietniu, po wynikach rocznych za 2016. Pokazała wtedy zysk netto, w porównaniu do straty za rok 2015. Te wyniki opublikowano 4 kwietnia - analizuje nam jeden z pracowników Domu Maklerskiego ING.

Inwestorzy wolą Roberta Kubicę?

W tym roku akcje Williamsa najwyższy pułap osiągnęły 13 września, kiedy to płacono za nie 19,18 euro. Co wtedy się wydarzyło? Upadł temat transferu Roberta Kubicy do Renault i zaczęły się pojawiać pogłoski o zainteresowaniu Polakiem ze strony Williamsa. Jako jeden z pierwszych wspominał o tym Mark Hughes na łamach "Motorsport Magazine". Artykuł ukazał się 11 września.

W drugiej połowie września Brytyjczycy przedstawili też raport za pierwsze półrocze 2017. Zysk wyniósł 10,1 mln funtów, podczas gdy w analogicznym okresie rok wcześniej kształtował się na poziomie 4,1 mln funtów. Wzrosły też przychody z poziomu 51,3 mln do 65,5 mln funtów. - Wyniki dowodzą naszej stabilności finansowej jako grupy Williams. Stanowią też solidną bazę, dzięki której możemy kontynuować nasz rozwój w F1. W tym roku świętujemy 40-lecie działalności w F1. Jesteśmy pewni, że nasze inwestycje w zespół i fabrykę przyniosą pożądane efekty - chwalił się wtedy Mike O'Driscoll, dyrektor generalny grupy Williams.

W listopadzie akcje zaczęły tanieć i to dość gwałtownie, choć zespół nie publikował nowych raportów finansowych. Eksperci z Domu Maklerskiego ING, z którymi mieliśmy okazję rozmawiać, wskazują na kilka przyczyn. Do mediów zaczęły przedostawać się informacje o utracie części sponsorów wraz z końcem roku (Randstad, Avanade). W przyszłym sezonie mniejsze pieniądze do budżetu ekipy wpłaci też ojciec Lance'a Strolla. Kolejnych środków nie przeleje też Mercedes, który rok wcześniej wykupił kontrakt Bottasa.

Dlatego Williams przy wyborze drugiego kierowcy kieruje się pieniędzmi. Brytyjczycy skreślili kandydaturę Felipe Massy, bo nie przynosił on żadnych sponsorów. Z podobnych względów z wyścigu odpadli Paul di Resta oraz Pascal Wehrlein. Urosły za to szanse Kubicy. Temat powrotu Polaka do F1 gwarantuje zainteresowanie mediów i potencjalnych darczyńców. Na dodatek współpraca z Nico Rosbergiem zaowocowała stworzeniem pakietu sponsorskiego o wartości ok. 8 mln euro.

Gdy w połowie listopada brazylijskie i holenderskie media informowały, że Kubica podpisał dwuletni kontrakt z Williamsem, akcje spółki znowu szły w górę. Czy to oznaka, że inwestorzy ucieszyliby się na wieść o parafowaniu umowy z Polakiem? - Być może. Giełda to emocje, często trzeba bazować na przeczuciach - słyszymy w Domu Maklerskim ING.

Niepewne pieniądze z Rosji

W ostatnich dniach akcje Williamsa znów zaczęły tracić na wartości. W grudniu pojawiły się spekulacje, że największe szanse na kontrakt w zespole ma Siergiej Sirotkin. Rosjanin przelicytował Kubicę, bo wspierająca go firma SMP jest w stanie dorzucić Brytyjczykom ponad 15 mln euro w sezonie 2018. Najniższy pułap osiągnęły one 11 grudnia (16,57 euro za akcję) i 14 grudnia (16,27 euro). Właśnie wtedy branżowe media zaczęły podawać, że w Grove dokonano wyboru i Sirotkin zasiądzie za kierownicą modelu FW41.

Inwestorzy mogą czuć niepewność związaną z Sirotkinem z kilku powodów. Wnosi on pieniądze do zespołu, ale jest debiutantem, więc nie gwarantuje dobrych wyników. Jeśli Williams w sezonie 2018 będzie notować gorsze rezultaty, to spadnie w klasyfikacji konstruktorów, a to przełoży się na mniejsze nagrody od F1.

Druga kwestia to źródło tych funduszy. Firma SMP jest powiązana z Władimirem Putinem. Unia Europejska właśnie przedłużyła sankcje względem niej do 31 lipca 2018 roku. Na czarnej liście jest też Arkadij Rotenberg, jeden z założycieli SMP, aktywnie wspierający nie tylko Putina, ale też Sirotkina. F1 zna też przypadki, gdy kierowcy z Rosji obiecywali zespołom pewne fundusze, a następnie nie wywiązywali się ze swoich obietnic. Po ostatnich działaniach UE szefowie Williamsa muszą to mieć na względzie, bo SMP ma ograniczoną możliwość przelewania środków do krajów członkowskich Wspólnoty.

Williams swoją ostateczną decyzję podejmie w styczniu 2018 roku. Do tego momentu nie należy się spodziewać przełomu i akcje firmy najprawdopodobniej będą tanieć. Trend może się zmienić, gdy zespół opublikuje dane za cały 2017 rok. Pieniądze wpłacone przez nowego kierowcę poprawią bowiem sytuację finansową firmy. Giełda z większym optymizmem przyjęłaby jednak kontrakt Kubicy niż Sirotkina.

ZOBACZ WIDEO: "Damy z siebie wszystko" #7. Marek Jóźwiak: Niech prezes Mioduski zajmie się Legią

Komentarze (8)
avatar
A my swoje
23.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Powyższe wypociny świadczą o tym, ile można napisać o niczym ważnym ( wartościowym). Mowa trawa. 
Tom Szakal
23.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A gdzie jest pan Solorz i inni bogacze ? 
avatar
Bogdan Cichocki
23.12.2017
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Powiem tak - odkąd zabrakło Roberta w F1 - zaprzestałem oglądania wyącigów - dla mnie stały się zupełnie nieciekawe , i takich kibiców jak ja jest miliony !!! 
avatar
Jacek Filipczyk
23.12.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Ciekawe zestawienie - sukces w F1 i słaby status finansowy. Nie znam przykładu zespołu F1, który plasując kierowców w pierwszej trojce miał kłopoty finansowe i zatrudniał paydriverów. Inwestycj Czytaj całość