W minionym sezonie szefowie Red Bulla podjęli zaskakującą decyzję, dając szansę występów w Toro Rosso 28-letniemu Brendonowi Hartleyowi. Przed laty był on członkiem akademii talentów "czerwonych byków", ale nie dostrzegano progresów w jego jeździe, więc Nowozelandczyk wypadł ze świata F1. Odniósł za to sukces w innej serii wyścigowej - WEC.
Zanim kierownictwo zespołu podjęło decyzję o drugiej szansie dla Hartleya, poprosiło o opinię Marka Webbera. Australijczyk wprawdzie nigdy nie należał do programu juniorskiego Red Bulla, ale przez siedem lat w F1 punktował dla tej ekipy.
- Myślę, że Red Bull nieco złagodniał. Nie ma już takiego ciśnienia jak wcześniej. Gdyby nie to, druga szansa dla Hartleya być może nigdy by nie nadeszła. Należą się ukłony dla dr Marko (konsultant Red Bulla - dop. aut.) za to, że spojrzał na niego i dał mu taką możliwość. Obecnie to jest inne i spokojniejsze środowisko, co widzę obserwując sytuację z zewnątrz - powiedział Webber.
Hartley sam w wielu wywiadach podkreślał, że gdy pojawił się w F1 jako nastolatek, nie był gotowy do startów w królowej motorsportu. - On otwarcie o tym mówi. Niektórzy dojrzewają wcześniej, a niektórzy później. Czasem ktoś dostaje szansę w złym momencie. W historii F1 było wielu kierowców, którzy chcieliby dostać drugą szansę. Jednak niewielu miało to szczęście. On miał - dodał Webber.
Postawienie na Hartleya zbiegło się w czasie ze skreśleniem Daniiła Kwiata. Młody Rosjanin wygrał Formułę Renault Alps i serię GP3 jako członek akademii Red Bulla. W F1 bardzo szybko został awansowany z Toro Rosso do Red Bulla, ale nie wykorzystał swojej szansy. W efekcie stracił miejsce w głównej ekipie "czerwonych byków" na rzecz Maxa Verstappena i ponownie przyszło mu jeździć w Toro Rosso.
ZOBACZ WIDEO Jakub Przygoński: Robert Lewandowski dałby radę na Dakarze. Chętnie zdradzę mu wszystkie rajdowe tajemnice
Webber przypadek Kwiata porównuje do Jana Magnussena, który w roku 1994 zdominował rywalizację w brytyjskiej Formule 3 i wróżono mu ogromną karierę w królowej motorsportu. Tymczasem już po 1,5 roku dobiegła ona końca, bo Magnusena nie był w stanie przełożyć dobrych wyników z niższych serii na F1.
- Było wielu kierowców, którzy osiągali oszałamiające wyniki w niższych seriach, a potem nie poradzili sobie w F1. Z Formułą 1 jest trochę tak jak z restauracjami, które mają pięć gwiazdek Michelina. Ich szef musi być ekspertem w wielu daniach. W kategoriach juniorskich tak nie jest. Tam wystarczy, że jesteś dobry w jednej czy dwóch kwestiach. Formuła 1 to trudny świat, gdzie oceniane są chociażby zdolności współpracy z ludźmi. W kategoriach juniorskich wystarczy, że jesteś szybki. To gwarantuje ci wyniki. W F1 dochodzą takie kwestie jak radzenie sobie z presją, opanowanie emocji - podsumował Webber.