Oficjalna premiera nowego bolidu Williamsa na nowo ożywiła dyskusję na temat składu kierowców brytyjskiej ekipy. W centrum wydarzeń znalazł się ponownie obecny w Londynie Robert Kubica, który podczas prezentacji samochodu stanął obok duetu podstawowych kierowców - Lance'a Strolla i Siergieja Sirotkina.
- Oto jeden z najbardziej utalentowanych kierowców minionej dekady nie był zaprezentowany jako gwiazda zespołu na rok 2018, lecz jako zwykła rezerwa - odnotował publicysta "Drive Tribe" Jim Weeks. - Polak znalazł się w kolejności do miejsca w samochodzie za Strollem i Sirotkinem. Obaj mają talent i wyniki w seriach juniorskich, ale szczerze mówiąc nie dorastają do pięt Kubicy. Właściwie to nie równali się z Kubicą z 2010 roku. Jego rajdowy wypadek z 2011 roku spowodował, że doznał urazów, w przypadku których lekarze nie dawali mu szans na powrót do sportu - uzupełnił.
Zdaniem Weeks'a, Kubica w walce o fotel wyścigowy na sezon 2018 przegrał nie z rosyjskimi pieniędzmi za kontrakt dla Sirotkina, lecz z czasem, niezbędnym do tego, aby dawniej świetny kierowca BMW Sauber i Renault wrócił do swojego normalnego poziomu po siedmioletniej przerwie w Formule 1.
- Można napisać, że to pieniądze Sirotkina zdecydowały o składzie, ale Kubica także miał fundusze. Gdyby Williams stwierdził, że Polak będzie lepszy w sezonie 2018, to wzięliby go na miejsce Rosjanina, który podpisałby umowę jako rezerwowy- uważa Weeks.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica wraca do F1. "W Polsce treningi mogą mieć więcej widzów, niż wyścigi"
- Obrażenia, jakie Kubica odniósł w wypadku rajdowym i czas spędzony poza torem, zebrały swoje żniwo. Nie do tego stopnia, że nie może już ścigać się na torze, bo przecież pokonał mnóstwo okrążeń i był na dobrej drodze, by wrócić, ale wystarczająco, by sprowadzić go do poziomu zwykłego śmiertelnika. Kubica z sezonu 2010 był wart tyle punktów w trakcie całego sezonu, aby unieważnić wsparcie finansowe oferowane przez Sirotkina. Światowej klasy kierowca zrobiłby bowiem różnice w zaciętej walce w środku pola - dodał Weeks.
To, co otrzymał od Williamsa Kubica na sezon 2018, nie musi więc być marnym pocieszeniem, ale idealnym punktem podparcia w drodze na sam szczyt, jakim jest powrót do Formuły 1. W innym scenariuszu Kubica mógł bowiem czekać teraz na swój pierwszy wyścig w Australii, a później gorzko żałować, jaki los sobie zgotował.
- Czy naprawdę chcielibyśmy oglądać, jak Kubica cały sezon walczy, by dorównać tempu Lance'a Strolla? Po kilku rundach pozytywny rozgłos na temat jego powrotu spadłby, gdyby okazało się, że jego najlepsze czasy minęły - stwierdził Weeks, który podaje tutaj za idealny przykład najbardziej utytułowanego kierowcą wszech czasów - Michaela Schumachera.
- Pamiętajcie jak Schumacher męczył się, gdy po trzech latach wrócił ponownie do Formuły 1. Pod koniec był tylko smutną postacią, to samo mogłoby spotkać Kubicę - pisze Weeks. - Występy w sesjach treningowych są więc być może najlepszym kompromisem. Mógłby wrócić do F1 dokładnie w takim sam sposób, jak zrobił to za pierwszym razem, gdy zaprezentował swoją niesamowitą jazdę - dodał.