Formuła 1 musi przyjrzeć się pit-stopom. "Sytuacja wymaga poważnej refleksji"

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: start do wyścigu F1

Początek nowego sezonu Formuły 1 stoi pod znakiem problemów z pit-stopami. Zdaniem przedstawicieli niektórych ekip, sprawie powinna przyjrzeć się FIA, bo w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa.

Po drugiej sesji treningowej przed wyścigiem o Grand Prix Chin sędziowie nałożyli karę na McLarena. Zespół z Woking musi zapłacić 5 tys. euro, bo wypuścił z alei serwisowej Stoffel Vandoorne'a ze źle dokręconym prawym tylnym kołem.

To piąta tego typu sytuacja w tym roku. W Australii w wyścigu otwierającym sezon dramat spotkał kierowców Haasa. Ze względu na wadliwe nakrętki Kevin Magnussen i Romain Grosjean opuścili aleję serwisową z nieodpowiednio dokręconymi kołami i po chwili musieli zrezygnować z dalszej jazdy.

Z kolei w Bahrajnie dwa tego typu incydenty miał Kimi Raikkonen. Fin w wyścigu potrącił jednego z mechaników Ferrari, który trafił do szpitala ze złamaną lewą nogą. Dodając do tego, że kłopoty z szybką wymianą opon w trakcie przedsezonowych testów w Barcelonie pojawiły się też u McLarena, rodzi się spory problem.

- Zespoły muszą zobaczyć w jaki sposób kończy się wypuszczanie samochodu z pit-stopu ze źle dokręconym kołem. Dla mnie te ostatnie sytuacje wymagają poważnej refleksji - powiedział Andrew Green, dyrektor techniczny Force India.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"

Sprawie przygląda się też FIA. Zdaniem Charliego Whitinga, w ostatnich wydarzeniach jest "coraz mniej zbiegów okoliczności". Analizując problemy Haasa czy Ferrari w trakcie pit-stopów, rzucają się błędy w procedurze. Kierowcy Haasa opuścili swoje stanowiska, choć mechanicy od razu wiedzieli, że koła nie zostały dokręcone. W przypadku Raikkonena było podobnie. On też otrzymał zielone światło i myślał, że wszystko jest w porządku, dlatego ruszył do przodu.

- Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć tyle, że zobaczyłem zielone światło i ruszyłem. O resztę zdarzeń musicie pytać zespół - mówił w tym tygodniu były mistrz świata.

Jedna z teorii w padoku F1 głosi, że nakrętki do kół stosowane w tym roku przez niektóre zespoły mogą być trudniejsze do odkręcenia. Green w rozmowie z "Motorsportem" stwierdził jednak, że to nieprawda.

Bob Bell z Renault zwraca z kolei uwagę na to, że ekipy robią wszystko, by zminimalizować czas postoju kierowcy w alei serwisowej. W F1 liczy się każda setna sekundy, a coraz szybsza wymiana opon odbywa się kosztem jakości. - Cały czas pracujemy nad naszym sprzętem, aby skrócić czasy pit-stopów. To naturalne, że balansujesz na granicy. Po prostu, czasem osiągasz punkt, w którym się potykasz - stwierdził Brytyjczyk.

Zespoły regularnie ćwiczą też pit-stopy, chociażby podczas treningów. Zdaniem Greena z Force India, nie przekłada się to jednak na pracę mechaników w trakcie wyścigu. Wtedy bowiem dochodzi niezwykle ważny czynnik w postaci presji. Bell nie zgodził się jednak z pracownikiem Force India. - Takie ćwiczenia nie mają większego sensu, jeśli nie odbywają się w trakcie symulacji wyścigu. Jednak wszystkie zespoły to robią. Czasami jednak coś się nie udaje - zakończył Brytyjczyk.

Komentarze (0)