Od dłuższego czasu Kimi Raikkonen jest wysyłany przez ekspertów na emeryturę. Fin ma już 38 lat i pozostaje w cieniu Sebastiana Vettela. "Iceman" żyje jednak w bardzo dobrych relacjach z niemieckim kierowcą, co nie jest bez znaczenia przy podejmowaniu decyzji o kontynuowaniu współpracy przez Ferrari.
- Myślę, że jest wystarczająco szybki w porównaniu do każdego, kto jest przymierzany do Ferrari. Zespół może bardzo łatwo znaleźć kierowcę zainteresowanego startami w naszej ekipie, ale o wiele trudniej znaleźć kogoś, kto będzie miał takie same wartości i szacunek do partnera - powiedział Vettel.
W kontekście startów w Ferrari w przyszłym roku wymienia się Daniela Ricciardo oraz Charlesa Leclerca. Australijczyk obecnie jest związany kontraktem z Red Bull Racing, ale nie wyklucza zmiany pracodawcy po sezonie 2018. Z kolei Monakijczyk to wschodząca gwiazda F1. Na korzyść Leclerca działa też fakt, że należał on do akademii talentów Ferrari.
Tymczasem Raikkonen dał szefom zespołu jasny sygnał, że nie zamierza kończyć kariery. - To nie moja decyzja. Zespół będzie decydować, czy chce mnie na kolejny rok. Oni dokładnie wiedzą czego ja chcę. Nie jeździłbym w F1, gdybym nie czerpał z tego frajdy. Przyjemność z jazdy jest jedyną rzeczą, która mnie tutaj trzyma. Mogę jednak odejść w każdej chwili - stwierdził fiński kierowca.
Mistrz świata z sezonu 2007 ma świadomość, że Ferrari szybko nie podejmie decyzji, co do jego przyszłości. - Na decyzję wpływa wiele rzeczy. Jedno jest pewne. Moja pasja do ścigania nie zniknie co najmniej do końca sezonu - dodał.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"