Red Bull Racing jako jeden z nielicznych teamów F1 nie ma ważnej umowy na dostawę jednostek napędowych po 2018 roku. Zespół startujący na austriackiej licencji nie ukrywa, że waha się między pozostawieniem obecnych jednostek Renault, a przesiadką na silniki Hondy.
Motor japońskiego producenta dokonał ogromnych postępów na przestrzeni ostatniego roku, gdy współpracował jeszcze z McLarenem. W najbliższym wyścigu w Kanadzie kierowcy Scuderia Toro Rosso korzystający z silników Hondy, mają otrzymać jego najnowszą specyfikację.
Na weekend w Montrealu poprawki do swojej jednostki zapowiedziało również Renault i to właśnie na bazie danych z osiągów konkurencyjnych silników, Red Bull może podjąć decyzję co do swojej przyszłości.
W rozmowie z "Motorsport" doradca Red Bulla, Helmut Marko zasugerował, że zespół chciałby wyjaśnić tę kwestię w ciągu najbliższych tygodni. Niewykluczone, że przy okazji rozstrzygnie się też przyszłość Daniela Ricciardo. Australijczykowi kończy się kontrakt w 2018 roku i jego przedłużenie może uzależniać od wyboru dostawcy silników.
- Wciąż prowadzimy rozmowy ws. jednostek napędowych - potwierdził Marko. - Nasze wewnętrzne plany zakładają, że wydamy decyzję w ich sprawie przed Grand Prix Austrii. Jeśli będzie to możliwe, to również w sprawie kierowcy. Nie mam wątpliwości, że w Austrii będzie już wszystko wiadomo - dodał.
Renault, z silników którego korzysta obecnie Red Bull, nie uwolni w Kanadzie pełnego potencjału. Wszystko z powodu problemów z niezawodnością systemu MGU-K. Honda z kolei ma udostępnić po raz pierwszy bolidom satelickiego teamu RB - Toro Rosso pełną moc swoich silników, bez obaw o ich awaryjność.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 83. Wojciech Szaniawski: Robert Lewandowski za jedną kampanię może dostać nawet 4 mln euro