Słabe występy Brendona Hartleya sprawiły, że od kilku tygodni media rozpisują się o możliwym zakończeniu współpracy Nowozelandczyka z Toro Rosso. Wśród kandydatów na miejsce 28-latka wymieniano ostatnio m.in. Pascala Wehrleina oraz Roberta Kubicę.
To właśnie Polakowi uwagę poświęcił rosyjski "SportFM". - Mam pewne poufne informacje. Tak to nazwijmy. Menedżer naszego zespołu, który pomaga nam ze sponsorami, pracował też z Kubicą. On mówi, że Robert nie oszczędza się i pracuje, by wrócić do F1 - powiedział Aleksiej Łukjaniuk, kierowca rajdowy.
Rosjanie dostrzegli też, że w Kanadzie w padoku F1 pojawił się Daniił Kwiat. Przed rokiem startował on w Toro Rosso, ale popełniał szereg błędów, co skończyło się wyrzuceniem z zespołu. To właśnie jego miejsce zajął Hartley. - Nigdy nie byłem w tak dobrej formie, jak teraz - stwierdził Kwiat.
24-latek z Ufy jest jednak obecnie kierowcą rozwojowym Ferrari i wykonuje dla Włochów pracę w symulatorze. Dlatego Rosjanie nie oceniają zbyt wysoko szans Kwiata na ponowny angaż w teamie z Faenzy. Podobnie jest w przypadku Antonio Giovinazziego, który ze względu na brak kontraktu w F1, przygotowuje się właśnie do występów w wyścigach długodystansowych.
Sam Hartley spokojnie jednak podchodzi do kolejnych spekulacji mediów. - Myślę, że głupio byłoby to komentować. Wiem, co mówi mój kontrakt. Jestem bardzo pewny, jeśli chodzi o pracę jaką wykonuję na rzecz Toro Rosso za kulisami. Robię wiele, by pomóc przy rozwoju samochodu - powiedział w czwartek w Montrealu.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 83. Wojciech Szaniawski: Lewandowski zaryzykował i postawił na szali swój wizerunek w Niemczech