Odkąd Fernando Alonso trafił w sezonie 2015 do McLarena, nie brakuje spekulacji o zakończeniu kariery przez Hiszpana. Wszystko za sprawą kiepskich wyników ekipy z Woking, która przed kilkoma laty na dobre wypadła ze ścisłej czołówki Formuły 1. W tegorocznej kampanii Brytyjczykom nie pomogła nawet przesiadka na silniki produkowane przez Renault.
Tymczasem Alonso stara się nie marnować czasu. Obecnie nie tylko startuje w F1 i wyścigach długodystansowych, ale coraz mocniej promuje własną markę lifestylową Kimoa. Kieruje ona swoją ofertę do fanów surfingu. - Potrzebuję nieco więcej wolnego czasu, aby potrenować jazdę na desce. Może w przyszłości, gdy już będę na emeryturze, będę w stanie bardziej się temu poświęcić - powiedział 36-latek.
Rozwijanie własnej kolekcji ubrań nie oznacza, że Alonso myśli o zakończeniu kariery. - Ludzie myślą, że szukam innych wyzwań, bo sprawy nie układają się po mojej myśli w F1. To nieprawda. Próbowałem zgłosić się do 24h Le Mans już w czasach startów w Ferrari, a to był rok 2013 i wtedy odnosiłem zwycięstwa w F1 - zdradził były mistrz świata.
Według Alonso, zdecydowana większość szefów ekip w F1 nie zezwala swoim kierowcom na rywalizację w innych seriach wyścigowych. Zawodnik z Oviedo miał jednak szczęście, że w McLarenie trafił na Zaka Browna.
- Jedynym problemem F1 jest to, że szefowie nie pozwalają na starty w innych seriach. Gdy coś takiego się dzieje, nie pozostaje nic innego jak poszukać innego szefa. Zak sam był kierowcą i rozumie moje potrzeby. Przekłada też swoje wizje na McLarena i nie myśli o nim tylko jako o zespole F1, ale jako o części motorsportu - podsumował Alonso.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Nawałka pełen optymizmu. "Ta drużyna może zrobić naprawdę dobry wynik"