W tym roku w trakcie wyścigów Formuły 1 mamy do czynienia z dodatkowymi strefami DRS, które mają ułatwiać wyprzedzanie i zwiększyć liczbę wyprzedzeń. W przypadku Grand Prix Wielkiej Brytanii nową sekcję utworzono na wyjściu z pierwszego zakrętu, co kierowcy uznali za dość niebezpieczny manewr. W tym fragmencie toru Silverstone dysponuje się bowiem ogromną prędkością.
Jeszcze przed rozpoczęciem treningów Sebastian Vettel ostrzegał, że dodatkowa strefa DRS może utrudnić życie kierowcom mniejszych ekip. Bo o ile zespoły z czołówki jak Ferrari czy Mercedes dysponują sporym dociskiem, o tyle gorsze samochody mogą łatwo znaleźć się poza torem.
Słowa Niemca okazały się prorocze, bo w ten sposób z rywalizacji wyeliminowali się Romain Grosjean oraz Marcus Ericsson. W efekcie w końcówce wyścigu dwukrotnie na torze musiał pojawiać się samochód bezpieczeństwa.
- Sądzę, że incydenty jakie miały miejsce w pierwszym zakręcie ze względu na otwarty DRS, to kwestia wyborów podejmowanych przez kierowców. Podobnie jak w przypadku każdej innej sytuacji na torze. Prowadzenie pojazdu F1 jest dla nich wyzwaniem. Czasem przesadzają z jazdą na limicie, co kończy się wykręceniem "bączka". To też ich wybór. Tak samo jest z DRS-em. Nie są zmuszani do korzystania z niego - ocenił Charlie Whiting, dyrektor wyścigowy F1.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Falubazu Zielona Góra
Brytyjczyk zgodził się jednak z opiniami, że nowa strefa DRS na Silverstone nie przyczyniła się do poprawy widowiska. - Faktycznie, nie pomogła ona w wyprzedzaniu. Pomysł polegał na tym, żeby dzięki DRS-owi kierowcy w tym fragmencie toru zbliżyli się do siebie. Dzięki temu ci jadący z tyłu byliby w lepszej sytuacji i mogliby zaatakować między piątym a szóstym zakrętem - dodał Whiting.
Równocześnie dyrektor wyścigowy F1 zapewnił, że FIA nie zamierza zmienić swojego podejścia do stref DRS. Podczas najbliższego Grand Prix Niemiec na torze Hockenheim również zostanie utworzona dodatkowa sekcja, w której kierowcy będą mogli korzystać z otwartego DRS-u.