Od przyszłego roku Red Bull Racing będzie korzystać z silników Hondy, których wydajność w tym momencie pozostawia sporo do życzenia. Japończycy obiecują, że jeszcze w tym sezonie wprowadzą do swojej jednostki szereg poprawek, ale testowanie nowinek w trakcie wyścigów może źle wpłynąć na sytuację Toro Rosso.
Satelicka ekipa Red Bulla już w tym roku współpracuje z Hondą. Jeśli japoński producent zacznie wprowadzać kolejne poprawki do swojego silnika, to będzie się to wiązać z karami dla Pierre'a Gasly'ego i Brendona Hartleya.
- Decyzję w tej sprawie pozostawiamy Hondzie, ale jeśli znajdą 0,1 s dzięki jakiejś nowince, to mogą ją wypróbować w wyścigu. Nawet gdyby to oznaczało kary dla kierowców Toro Rosso - zapewnił ostatnio Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Innego zdania jest jednak Christian Horner. Szef Red Bulla zapewnił, że nie chciałby, aby tegoroczne wyniki Toro Rosso ucierpiały tylko po to, by Honda szybciej poprawiła swój silnik. - Nie będziemy na to naciskać, ale oczywiście jako wspólna grupa możemy czegoś się dowiedzieć na bazie doświadczeń Toro Rosso. Sprawa jest otwarta, ale musimy pamiętać, że Toro Rosso również ma swoje cele i walczy o konkretną pozycję w klasyfikacji konstruktorów - powiedział Brytyjczyk.
Red Bull wybrał Hondę na nowego dostawcę silników po Grand Prix Kanady. Brytyjczycy byli pod wrażeniem postępów, jakich na początku sezonu dokonali Japończycy. Wyniki ostatnich wyścigów nie były jednak korzystne dla Hondy, przez co pojawiło się sporo wątpliwości co do decyzji "czerwonych byków".
- Z tego co widzieliśmy w Austrii czy Wielkiej Brytanii, to osiągi tego silnika są zbliżone do tych jakie mamy obecnie. Oczywiście, Toro Rosso używało różnej siły docisku w tych wyścigach, a to też ma wpływ na moc. Myślę, że Honda zmierza we właściwym kierunku. Mają swoje cele do osiągnięcia i cieszymy się na myśl o współpracy z nimi - podsumował Horner.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: o wpadce na MŚ już zapomnieli. Zobacz zdjęcia z wakacji Hiszpanów