W porannym treningu Sebastian Vettel ustanowił nowy rekord toru i wydawać się mogło, że sobotnie kwalifikacje do Grand Prix Węgier będą dla niego formalnością. Plany Niemcowi pokrzyżowała pogoda. Na kilka chwil przed rozpoczęciem czasówki w okolicach Budapesztu zaczął padać obfity deszcz, który wywrócił układ stawki do góry nogami.
Na mokrym asfalcie najszybsi okazali się Lewis Hamilton i Valtteri Bottas, co jest sporym zaskoczeniem, gdyż we wcześniejszych treningach kierowcy Mercedesa mieli spore problemy z tempem.
- Prawdopodobnie nie jesteśmy tak mocni w deszczowych warunkach, jak na suchym torze. Przy mokrym asfalcie wszystko się może zdarzyć. Widać to po wynikach, bo różnice między kierowcami były spore. Naciskałem aż do końca i próbowałem wszystkiego. Może nie pojechałem najlepszego okrążenia, ale nie było ono też jakieś szczególnie okropne. Chcielibyśmy być wyżej, ale mamy to, co mamy - powiedział Vettel.
Do tej pory Ferrari zdawało się mieć przewagę nad Mercedesem w kwestii siły docisku. W deszczowych warunkach nie jest ona jednak tak widoczna. - To nie jest takie proste. Wiem do czego zmierzasz, ale w tym roku nie mieliśmy wielu okazji, by jeździć po mokrym torze. Dlatego mamy ciągle trochę pracy do wykonania. Nie sądzę, by ta sobota była tragiczna. Ten wynik nie jest katastrofą. Startujemy z trzeciej i czwartej pozycji, a różnice są minimalne. Z pewnością chcielibyśmy być na czele i w suchych warunkach wyniki być może byłyby inne. Jednak takich tym razem nie mieliśmy - dodał niemiecki kierowca.
Hungaroring jest obiektem, na którym bardzo trudno o manewry wyprzedzania. Mimo to, Vettel nie traci nadziei na pokonanie kierowców Mercedesa. - Zobaczymy. Dobry start zawsze pomaga w takiej sytuacji. Niezależnie od tego, z której pozycji ruszasz. Droga do pierwszego zakrętu jest tutaj dość długa, więc jeśli dobrze się spiszemy, to możemy zrobić wszystko - podsumował 31-latek.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek wyjaśnił kontrowersyjną nominację. "Andrzej popełnił błąd"