Lawrence Stroll kupił synowi miejsce w F1. Teraz może nabyć cały zespół

Getty Images / Charles Coates / Na zdjęciu: Lawrence Stroll (z prawej) w rozmowie z Paddym Lowem
Getty Images / Charles Coates / Na zdjęciu: Lawrence Stroll (z prawej) w rozmowie z Paddym Lowem

Lawrence Stroll może być tym, który uratuje Force India od upadku. Jeśli Kanadyjczyk zainwestuje w zespół z Silverstone, to najbardziej straci na tym Williams. Do tej pory Brytyjczycy mogli liczyć na wsparcie miliardera z Quebeku.

Większość polskich kibiców Formuły 1 usłyszała nazwisko Lawrence'a Strolla w zeszłym roku, gdy do Williamsa przymierzany był Robert Kubica. "Forbes" szacuje majątek 59-latka na 2,7 mld dolarów. To właśnie dzięki niemu oglądamy obecnie w barwach zespołu z Grove jego syna Lance'a.

Stroll pochodzi z żydowskiej rodziny. Fortuny dorobił się na inwestycjach w modowe marki. Kontynuował dzieło ojca, który również działał na rynku odzieżowym, choć na znacznie mniejszą skalę. W kraju określany jest mianem Midasa, bo co dotknął, zamieniało się w złoto. Zaczęło się od linii odzieżowej Pierre Cardin dla kobiet i dzieci, później wprowadził do Europy koszulki polo produkcji Ralph Lauren.

Kanadyjczyk miał też szczęście do ludzi. Od wielu lat łączą go przyjacielskie relacje z biznesmenem z Azji, Silasem Chou. Razem z nim w latach 80. założył firmę Sportswear Holdings Pvt. Wspólnie zadecydowali, by zainwestować środki w mało znaną wówczas markę Tommy Hilfiger. Dziś jej wartość szacuje się na 1,8 mld dolarów.

Pasja do motoryzacji

Stroll nie jest typem bogacza, który jedynie kolekcjonuje kolejne zera na koncie. Nie ukrywa swojej pasji do motoryzacji, a przede wszystkim do Ferrari. Upodobał sobie klasyczne samochody z Maranello, których ma kilkanaście w swojej kolekcji. Spełnia w ten sposób swoje marzenia z dzieciństwa, bo już jako małolat marzył o modelu 330 P4.

Kanadyjczyk nie patrzy na koszty, jeśli chodzi o kupowanie zabytkowych Ferrari. Gdy przed pięcioma laty na aukcji pojawił się legendarny model GTB/4 S NART z roku 1967, był w stanie zapłacić za niego 27,5 mln dolarów.

ZOBACZ WIDEO Dziwna decyzja organizatorów mistrzostw Europy. Hołub-Kowalik: Pierwszy raz jest coś takiego

- Kiedy korzystam ze swoich samochodów, jestem dla nich bezwzględny. Wykorzystuję je w stu procentach. Jeśli akurat biorę udział w wyścigu, to nieraz ryzykuję. Nie myślę o tym, że właśnie prowadzę jakiś zabytkowy wóz. Nie mam w głowie, ile on jest wart - powiedział na łamach "Ferrari Magazine" miliarder z Kanady.

W takim środowisku wychowywał się Lance i nie należy się dziwić, że postanowił on spróbować swoich sił w motorsporcie. Ojciec sprezentował mu pierwszego gokarta już w wieku 5 lat. Nabył też tor wyścigowy w Quebeku. To wszystko sprawiło, że 11-letni Lance zawitał do akademii talentów Ferrari. Był drugim najmłodszym członkiem w jej historii.

Inwestycja w syna i Williamsa

W pewnym momencie Stroll zdał sobie sprawę, że należy rozstać się z Ferrari, że dalsze trwanie pod skrzydłami marki z Maranello nie ma sensu, bo może nie przynieść synowi szansy na zaistnienie w F1. - To była właściwa decyzja - oceni po latach Stroll junior.

Kanadyjczyk odnosił sukcesy w mniejszych seriach. Potrafił zdobywać tytuły w Formule 4 i Formule 3, ale bardzo często wynikało to z jego przewagi finansowej nad rywalami. Świat morosportu jest pod tym względem brutalny. Czasem w niższych kategoriach sukcesów nie odnosi ten kto ma największy talent, a ten kto ma najgrubszy portfel.

Dlatego też Lance mógł liczyć na wsparcie dodatkowych inżynierów i techników, którzy byli opłacani przez ojca. On też zakupił mu samochód Mercedesa z 2014 roku oraz kilka dodatkowych silników, by jak najszybciej dopasował się do realiów F1. Syn w wolnej chwili podróżował po świecie, by na różnych torach sprawdzać się za kierownicą kilkuletniego pojazdu. Wiliamsowi sprezentował też nowy symulator, by Lance mógł w nim podnosić swoje umiejętności. Jak wyliczył "Auto Motor und Sport", miliarder wydał co najmniej 80 mln dolarów, by zobaczyć swojego potomka w królowej motorsportu.

Relacje Strolla z Williamsem stawały się coraz bliższe, aż przed sezonem 2017 Brytyjczycy otrzymali przelew na ponad 30 mln dolarów. To dało Lance'owi miejsce w jednym z samochodów, zmuszając Felipe Massę do zakończenia kariery. Chwilowego, bo wskutek odejścia z zespołu Valtteriego Bottasa, to Brazylijczyk został ostatecznie partnerem Strolla.

Klient płaci, klient wymaga

Jedna z plotek w padoku F1 mówi, że to Kanadyjczyk wyłożył pieniądze na to, by Williams ściągnął do siebie Paddy'ego Lowe'a. Brytyjczyk był jedną z osób tworzących zwycięski samochód Mercedesa i Stroll miał wierzyć, że zatrudnienie go na stanowisku dyrektora technicznego będzie strzałem w dziesiątkę.

Problemy zaczęły się w tym roku, gdyż model FW41, pierwszy stworzony w stu procentach pod okiem Lowe'a, okazał się niekonkurencyjną maszyną. Już na początku sezonu fotoreporterzy obecni w Bahrajnie byli świadkami burzliwej dyskusji Strolla seniora z dyrektorem technicznym Williamsa. Kanadyjczyk miał zaproponować, by zespół zacieśnił sojusz z Mercedesem, by kupował gotowe podzespoły od niemieckiego producenta. To znacząco obniżyłoby koszty, a równocześnie gwarantowało lepsze wyniki. Potwierdzeniem tego są efekty współpracy Ferrari i Haasa.

Miliarder zaprzeczał jednak pogłoskom, jakoby wywierał nacisk na szefów Williamsa w tej sprawie. - Nie jestem członkiem zarządu. Nie mam ani jednej akcji Williamsa. Jestem tylko ojcem Lance'a. Cokolwiek mogą zrobić, by poprawić samochód i uczynić go szybszym, jestem za - powiedział w jednym z wywiadów.

Dla 59-latka spoglądanie na syna, który regularnie dojeżdża do mety na końcu stawki, musi być trudnym przeżyciem. Tym bardziej, że w debiutanckim sezonie Lance w niecodziennych okolicznościach stanął na podium w Azerbejdżanie. Zanotował też kilka wyścigów, w których zdobył cenne punkty. W tym roku w czołowej dziesiątce oglądaliśmy go tylko raz.

- Biorąc pod uwagę samochód, jaki ma do dyspozycji, to jego występy są fenomenalne. Trudno uzyskać lepszy wynik w kwalifikacjach za kierownicą takiej maszyny. Jednak na pierwszych okrążeniach wykonuje bardzo dobrą robotę, potrafi zyskać kilka pozycji. Regularnie wygrywa z kolegą z zespołu. Oczywiście, wolałbym go widzieć z przodu. Jednak gdy widzę jak niekonkurencyjny jest Williams, to wątpię, by mógł wykonać lepszą robotę - bronił syna na początku roku.

Czy Stroll spakuje zabawki?

Gdy Williams nie zgodził się na propozycję Strolla, by zacieśnić sojusz z Mercedesem, kanadyjski miliarder miał wpaść w furię. Być może wtedy zdał sobie sprawę, że jego syn nie odniesie sukcesu w zespole z Grove, że trzeba podjąć trudną decyzję o rozstaniu. Zaryzykować, tak jak przed laty, gdy Lance opuszczał akademię talentów Ferrari.

Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiła się możliwość przejęcia Force India. Stroll był wymieniany w kontekście inwestycji w ten zespół w zeszłym sezonie, ale do konkretnych decyzji nie doszło. Poniekąd wynika to z działań Vijaya Mallyi. Hindus robił wszystko, by nie stracić ekipy. Aż w piątek trafiła ona pod zarząd komisaryczny i biznesmen z Indii ma już niewiele do powiedzenia.

Stroll ma fundusze, by przejąć Force India i urządzić zespół po swojemu. Zielone światło takiej transakcji dał już Toto Wolff, szef Mercedesa. Niemiecki producent jest jednym z wierzycieli Hindusów, którzy nie opłacili faktur za silniki na kwotę ponad 10 mln dolarów. Wolff stwierdził ostatnio, że Mercedes będzie się przyglądać procesom zmian w Force India i poprze tego biznesmena, który będzie gwarantować stabilną przyszłość.

Kanadyjski miliarder to gwarantuje. Może nawet doprowadzić do przekształcenia Force India w "zespół B" Mercedesa. W ten sposób Stroll zyskałby dostęp do części, a jedno z miejsc w samochodzie oddałby kierowcy wskazanemu przez Niemców. Przy takim scenariuszu, wilk byłby syty, a owca cała. Jego syn miałby w końcu do dyspozycji konkurencyjny pojazd, a Mercedes mógłby rozwijać karierę jednego ze swoich młodych zawodników.

Inna opcja, ciekawsza z punktu widzenia polskich fanów, związana jest z Robertem Kubicą. Wspomniał o niej ostatnio Mark Hughes na łamach "Motorsport Magazine". Stroll junior ma sobie chwalić współpracę z polskim kierowcą i chciałby, aby ten przeszedł wraz z nim do Force India. Krakowianin miałby być dla młodszego kolegi kimś w rodzaju mentora. To rozwiązanie również ma plusy, bo w ten sposób ekipa zyskałaby kierowcę, który bardzo szybko potrafi znaleźć wspólny język z inżynierami i jest nieoceniony przy rozwijaniu samochodu.

Straci na tym Williams, który nie tylko zostanie pozbawiony dostępu do kurka z kanadyjskimi pieniędzmi, ale też będzie musiał szukać nowego kierowcy. Nie tak dawno Claire Williams zapewniała jednak, że odejście Strolla nie będzie dramatem dla jej ekipy. Gdy jednak doszło do rozmów w F1, by nowy inwestor zachował prawa do premii i nagród finansowych po Force India, Williams powiedziała "nie". Można się jedynie domyślić dlaczego.

Źródło artykułu: