Detale mają wpływ na decyzje Roberta Kubicy. Polak gra twardo

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica podczas Grand Prix Austrii
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica podczas Grand Prix Austrii

Detale mają dzielić Roberta Kubicę od podpisania kontraktu z Williamsem. Są nimi sesje treningowe, które zespół najchętniej sprzedałby rezerwowemu kierowcy. Polak niechętnie godzi się na ich oddanie. To pokazuje, jak pewny jest swego.

W tym artykule dowiesz się o:

W tym roku Robert Kubica pełni funkcję kierowcy rezerwowego w Williamsie. Brytyjczycy zapewnili Polakowi występy w trzech sesjach treningowych. W Hiszpanii i Austrii 33-latka oglądaliśmy już w akcji, przed nim jeszcze występ w piątkowym treningu przed Grand Prix Abu Zabi. Zaplanowano go na 23 listopada.

Jeszcze kilka tygodni temu wiele wskazywało na to, że może to być ostatnia szansa, aby zobaczyć Kubicę za kierownicą samochodu ekipy z Grove. Z padoku docierały bowiem wieści, że krakowianin nie jest pierwszym wyborem Brytyjczyków, którzy najchętniej postawiliby na Estebana Ocona.

Sytuacja zmienia się jednak jak w kalejdoskopie, do czego kibice Kubicy już przywykli. Według "Auto Motor und Sport", realne jest, że jeszcze w tym tygodniu polski kierowca podpisze kontrakt na sezon 2019 właśnie z Williamsem. Jedynie detale mają dzielić obie strony od osiągnięcia kompromisu.

Te detale to piątkowe sesje treningowe. Tak jak w tym roku Siergiej Sirotkin musiał pogodzić się z utratą trzech treningów na rzecz Polaka, tak prawdopodobnie Kubica w sezonie 2019 będzie musiał spędzić niektóre z treningowych jazd w garażu. Zapatruje się na to niechętnie i gra twardo, co tylko pokazuje jego pewność siebie.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Mecz Niepodległościowy dla Gwardii Opole

Piątki elementem targu

Oddawanie piątkowych sesji treningowych w F1 nie jest niczym nowym. Zgodnie z regulaminem, rezerwowy kierowca może pojawić się na torze tylko w trakcie porannych jazd. Wykluczone jest zasiadanie za kierownicą w popołudniowym treningu czy też w sobotę przed kwalifikacjami. O ile czołowe zespoły z takiego rozwiązania nie korzystają w ogóle, o tyle dla mniejszych ekip stało się to szansą na podreperowanie budżetu.

W tym roku kilka ekip korzystało z dodatkowego kierowcy w piątek. Kubica swoje szanse w Williamsie dostał za darmo. Była to swego rodzaju forma rekompensaty za wydarzenia z zimy, gdy w ostatniej chwili wystawiono Polaka do wiatru. Krakowianin zyskał trzy sesje kosztem Sirotkina, by zdobyć cenne doświadczenie, jeśli chodzi o znajomość opon czy samochodu. W Sauberze w podobny sposób funkcjonował Antonio Giovinazzi, na którego rozwój od pewnego czasu naciska Ferrari. Młody Włoch kilkukrotnie zastępował Marcusa Ericssona i Charlesa Leclerca.

W pozostałych zespołach mieliśmy już do czynienia z typowymi pay-driverami. W Toro Rosso szansę dostał Sean Gelael, w Force India w piątki za kierownicą oglądaliśmy Nicholasa Latifiego. Ekipa z Silverstone sprzedała też miejsce w samochodzie Nikicie Mazepinowi. Renault pozwoliło podczas treningu przed Grand Prix Rosji sprawdzić się Artiomowi Markiełowowi, a McLaren w drugiej fazie sezonu zaczął stawiać na Lando Norrisa. To inwestycja w przyszłość, bo młody Brytyjczyk w przyszłym roku będzie etatowym kierowcą stajni z Woking.

Williams ratuje budżet

Williams chce "sprzedać" piątkowe sesje treningowe, co oznacza, że zespół nadal nie domknął budżetu na sezon 2019. To może świadczyć o tym, że Kubica nie zebrał w pełni takiej kwoty, jakiej wymagali od niego Brytyjczycy. Przypomnijmy, że według "Motorsportu" dziura w budżecie stajni z Grove szacowana była na 15-20 mln funtów. Tymczasem Polak ma dysponować ok. 10 mln euro, jeśli ostatecznie zyska wsparcie PKN Orlen.

Kandydatów do wykupienia jazd w Williamsie jest co najmniej dwóch. Są to Mazepin oraz Latifi. Obaj zostaną po tym sezonie porzuceni przez Force India, bo zespół został przejęty przez Lawrence'a Strolla i nie będzie już potrzebować wsparcia finansowego pay-driverów. Co ważne, obaj nie mają superlicencji zezwalającej na starty w F1. Mają jednak na tyle dużo punktów licencyjnych, by móc brać udział w piątkowych sesjach czy też testach F1.

Za kierowcami z Rosji i Kanady stoją bogaci rodzice. Dmitrij Mazepin jest jednym z najbogatszych Rosjan i właścicielem firmy Uralkali. Latem próbował przejąć Force India, ale jego misja zakończyła się niepowodzeniem. Z kolei o ogromnym majątku Michaela Latifiego najlepiej świadczy fakt, że na początku tego roku zainwestował 200 mln funtów w McLarena. Niektórzy sądzili, że w ten sposób chce załatwić synowi miejsce w ekipie z Woking w niedalekiej przyszłości. Kanadyjski miliarder zapewniał jednak, że zakup akcji był czysto biznesową decyzją.

Kubica pewny swego

Według "Auto Motor und Sport", Kubica niechętnie zapatruje się na oddanie jakichkolwiek sesji treningowych pay-driverowi. Ten detal ma dzielić Polaka od podpisania umowy. Z pewnością pomogła mu propozycja z Ferrari, gdzie miałby pracować w symulatorze. Dzięki temu w Grove doskonale zdają sobie sprawę, że nie mogą potraktować Kubicy tak jak przed rokiem, bo ten ucieknie do Maranello.

Trudno nie ulec wrażeniu, że Williams jest skazany na Kubicę i kierowca z Polski ma tego świadomość. Esteban Ocon nie ma jakiegokolwiek pakietu sponsorskiego, co przekreśla jego szanse na kontrakt. Siergiej Sirotkin swoimi tegorocznymi występami udowodnił, że nie jest kierowcą na poziomie F1. Na niekorzyść Rosjanina działają też wieści z fabryki, zgodnie z którymi George Russell był od niego szybszy o pół sekundy w symulatorze.

Inne kandydatury są mocno surrealistyczne. Esteban Gutierrez może mieć wsparcie miliardera z Meksyku, ale nie gwarantuje jakichkolwiek wyników, co pokazał sezon 2016. Wtedy w barwach Haasa nie zdobył on ani jednego punktu. Negocjowanie z Nyckem de Vriesem wiąże się z kolei z ryzykiem, bo nie wiadomo czy Holender zdobędzie superlicencję na sezon 2019.

Kubica potrzebuje każdego treningu

Niemieccy dziennikarze twierdzą, że Williams oczekuje, że również George Russell miałby oddawać część piątkowych sesji treningowych rezerwowemu kierowcy. To sugeruje, że Brytyjczycy chcą przehandlować znaczną liczbę treningów. Trudno się zatem dziwić Kubicy, że gra twardo i stawia weto. Polak będzie potrzebować jak najwięcej czasu za kierownicą samochodu. Należy pamiętać, że swój ostatni wyścig w F1 zaliczył on w roku 2010 i ma niewielkie doświadczenie chociażby, jeśli chodzi o zachowanie opon Pirelli.

Nie wiemy też w jakiej formie znajdować będzie się Williams w roku 2019. Brytyjczycy mają za sobą jeden z najtrudniejszych sezonów w historii ekipy. Już w trakcie zimowych testów w Barcelonie może się okazać, że samochód wymaga dalszych prac, a utrata czasu za jego kierownicą będzie krokiem w tył. Kubica ma tego świadomość.

Polak zasłynął w F1 z tego, że jest niezwykle wymagający i krytyczny. Nie tylko względem siebie, ale też i zespołu. Jeśli ma wracać, to na swoich warunkach. Chce mieć jak największy wpływ na pracę zespołu, bo nie chce zamykać stawki F1 po swoim długo oczekiwanym powrocie. Williams musi to zrozumieć, bo inaczej "detale" mogą zadecydować o fiasku rozmów.

Źródło artykułu: