Ostatnie cztery lata w Formule 1 są męczarnią dla Fernando Alonso. Hiszpan trafił do McLarena w roku 2015 i liczył, że podbije królową motorsportu wspólnie z brytyjską stajnią. Brytyjczykom w odniesieniu sukcesu miała pomóc Honda, która przed laty potrafiła zdominować rywalizację w F1.
Projekt McLarena i Hondy zakończył się fiaskiem. Obie strony przedwcześnie zakończyły współpracę, a zespół wpadł w ogromny dołek, z którego nie potrafi się wydostać. To przekonało 37-latka, aby zakończyć rozdział życia pod nazwą Formuła 1.
- Przez to co teraz oglądamy w F1, mogę powiedzieć, że nie jest to ta sama dyscyplina, w której się zakochałem i przez którą chciałem rozpocząć karierę kierowcy wyścigowego - przyznał Hiszpan z rozbrajającą szczerością.
Alonso za największy grzech obecnej F1 uważa jej przewidywalność. Budżety Mercedesa i Ferrari rozrosły się do takiego stopnia, że niezależne zespoły nie mają szans na nawiązanie z nimi walki. W efekcie już przed startem wyścigu znana jest kolejność na czołowych pozycjach.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa
- Opuszczam F1, bo uważam, że tworzymy słabe show. Zamiast mówić o tym, co dzieje się na torze, jesteśmy zmuszeni dyskutować o tym, co ktoś powiedział poprzez radio. Przypuszczam, że można znaleźć więcej frajdy w innych seriach wyścigowych - dodał.
Kierowca z Oviedo nie jest jedynym, który od pewnego czasu otwarcie krytykuje królową motorsportu. Ostatnio w Brazylii doszło nawet do spotkania kierowców, na którym omawiali oni plany związane z przyszłością F1. Lista zarzutów jest długa. Główny dotyczy opon Pirelli, które w tym roku bardzo łatwo się przegrzewają, co ma wpływ na ich degradację.
- Formuła 1 jest chora, co najlepiej pokazuje sytuacja z Alonso. Mamy jednego z najlepszych kierowców na świecie, który uwielbia się ścigać, ale po prostu weekendy wyścigowe są dla niego torturami. Jeśli znalazłby miejsce w innym zespole, to od razu walczyłby o wygrane i byłby mistrzem świata. F1 straci wraz z jego odejściem, a przecież wszyscy znajdujemy się na tej samej łodzi - stwierdził Sergio Perez, kierowca Racing Point Force India.