Rosnące koszty w Formule 1 sprawiły, że od kilku lat mamy do czynienia z mocnym ograniczeniem roli testów. Zawodnicy rezerwowi nie mogą już tak często brać udziału w sesjach treningowych. Ponadto w trakcie sezonu kierowcy nie mogą odbywać prywatnych sesji, aby sprawdzić poprawki w swoich samochodach.
Dlatego też wzrosła rola symulatorów. Ekipy robią wszystko, by zaprosić do pracy w fabryce utytułowanych kierowców. Najlepszy przykład to Ferrari, które w tym roku korzystało z Daniiła Kwiata, a na sezon 2019 chciało ściągnąć Roberta Kubicę.
Również Mercedes zbroi się, jeśli chodzi o pracę w symulatorze, bo w tym aspekcie mają mu pomagać Esteban Ocon i Stoffel Vandoorne. Francuz i Belg do niedawna mieli jeszcze okazję regularnie startować w F1.
- Sprawy się zmieniają, czasem na dobre, czasem na złe. Samochody w F1 stały się zbyt niezawodne. Do tego w tym sporcie zaczyna się dziać wiele rzeczy, do których kibic nie ma dostępu. Kierowcy pracują w symulatorze podczas weekendu wyścigowego czy też w trakcie tygodnia. I to bez żadnych ograniczeń - uważa Jean Todt.
Prezydent FIA nie ukrywa, że wolał dawne rozwiązanie, kiedy to zespoły mogły sprawdzać nowe części i zachowanie maszyn na torze. - Tęsknię za tym, co działo się w przeszłości. Mieliśmy prywatne testy. Wiem, że wszyscy narzekali, że było ich zbyt wiele. Jednak przynajmniej mogłeś zobaczyć, co się dzieje na torze! Może było tego za wiele, ale teraz znów mamy znów przesadną liczbę godzin spędzonych w symulatorze - dodaje Francuz.
ZOBACZ WIDEO: Hołowczyc o Orlenie wspierającym Kubicę: To dobrze wydane pieniądze. Znak na bolidzie to coś dużego