To była wiosna 2012 roku. Kimi Raikkonen w ciągu dwóch tygodni odwiedził cztery kraje, kilkanaście knajp, saunę i parę barów karaoke. Wpadł pijany do basenu w posiadłości Księcia Bahrajnu, skręcił staw skokowy udając Diego Maradonę, pił wino ze świecznika, aż wreszcie wytrzeźwiał i zajął trzecie miejsca w Grand Prix Barcelony. A na otwarcie konferencji prasowej jak gdyby nigdy nic wypalił: - Chciałbym złożyć wszystkim mamom najlepsze życzenia z okazji Dnia Matki.
Prawdziwek
39-latek to najbardziej barwna postać współczesnego F1. Raikkonen jest dinozaurem, reliktem dawnych czasów, kiedy kierowcy nie byli spętani PR-em i żyli w szaleńczym tempie zarówno na torze, jak i poza nim. Jasne: Fin to gość skryty, słowa cedzi jak przez sito, a jego twarz przekazuje tyle samo emocji, co oblicze skoczka Janne Ahonena. Podobno są w fińskich lasach drzewa bardziej rozmowne od niego. Kiedy kierowca już się jednak odezwie, jest bezwzględnie szczery.
- Kimi, dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt z Sauberem?
- Dlaczego nie?
Półtora roku temu kierowcy F1 ostatni raz ścigali się w Malezji. Podczas konferencji padło pytanie, czego będzie im brakować najbardziej. Kolejni goście karmili dziennikarzy banałami, aż nadeszła kolej Raikkonena. Fin oznajmił, że jedyne, co widzi podczas weekendu, to lotnisko, hotel oraz tor. I każdy sobie może wybrać, czy za którąś z tych rzeczy zatęskni. - Wszyscy o tym wiedzieli, nie powiedział nikt. Z wyjątkiem człowieka, który nauczył się mówić w wieku trzech lat - podsumował autor jego biografii Kari Hotakainen.
Kiedy podczas GP Australii ekipę Ferrari odwiedziła Nicole Kidman, Sebastian Vettel zabawiał ją rozmową, a Raikkonen po prostu się przywitał i poszedł w swoją stronę. Mało? Podczas ostatniego wyścigu w barwach McLarena przeprowadzający wywiady Martin Brundle zapytał Raikkonena na wizji, dlaczego nie wziął udziału w prezentacji z udziałem Pelego. Fin odparł, że "musiał się wysr**".
W czasach social mediów, epoce skrajnej ekspresji prywatności, skrytość i szczerość czynią z człowieka prawdziwka, dziwaka. I tak Raikkonen stał się fenomenem, ulubieńcem kibiców. Jego zachowanie to po części styl bycia ("F1 bez mediów byłaby rajem" - mówi), po części koncentracja ("Pierwsza rzecz, którą robi rano, to staje się kierowcą" - opowiadają przyjaciele), a po części zapewne efekt urazu z dzieciństwa, kiedy podczas wypadku na rowerze uszkodził struny głosowe.
Kierowca
Jako dzieciak należał do tych, którzy nie znoszą przegrywać. Zawsze musiał być najlepszy. Urodził się umazany smarem, z kluczem francuskim w dłoni. Miłość do motosportu wyssał z mlekiem matki, bez pasji rodziców na pewno nie byłoby dziś Kimiego-mistrza świata. Państwo Raikkonen zimą ciężko pracowali i zbierali grosz do grosza, a latem pakowali do vana namiot, gokart oraz synów i jeździli z nimi na zawody.
Kimi w szkole nie był orłem. Zmagał się z dysleksją, powtarzał klasę. Tor czytał lepiej niż książki. Był zabójczo szybki i trudno się dziwić, że zwykłe życie go nudziło. Biegło po prostu za wolno. Sporo go przespał, podobno drzemał nawet pół godziny przed debiutem w F1. A kiedy w młodości rodzice dyskutowali o jego przyszłości z inżynierem CRG Racing Team, nagle wyparował. Później znaleźli go śpiącego w kartonie po oponach.
- Kimi, jak w kwalifikacjach spisały się twoje opony?
- Kręciły się w kółko, zgodnie z planem.
Błyszczał w kartingu i Formule Renault. Wreszcie w 2001 roku do F1 zaprosił go Peter Sauber. Później Raikkonen jeździł dla McLarena, Lotusa i Ferrari. Przez 16 lat - miał w startach roczną przerwę, próbował sił w rajdach - wygrał 21 wyścigów Grand Prix, został mistrzem świata (2007), pięć razy stał na podium klasyfikacji generalnej cyklu. Po raz ostatni wdrapał się tam kilka tygodni temu, po dobrym roku w Ferrari. Teraz zmienia barwy i wraca do Saubera, bo ekipa z Maranello zakontraktowała Charlesa Leclerca.
Ojciec
Były dyrektor techniczny Ferrari Ross Brawn ochrzcił Fina mianem "Icemana". Pseudonim miał określać zarówno jego styl bycia, jak i styl jazdy - rozsądny, metodyczny. Raikkonen przybierał też jednak inne ksywki. Podczas wyścigu motorówek w pobliżu wyspy Hanko - członkowie jego ekipy ubrali wówczas kostiumy goryli - startował jako "James Hunt", czyli prawdopodobnie najbardziej znany playboy i bon vivant w dziejach F1.
[nextpage]Podczas gali FIA był elegancki, ale na scenę wkroczył chwiejnym krokiem, a później dokazywał w trakcie bankietu. - Tak, miałem niezłą zabawę - napisał później na Instagamie. Nikogo nie zdziwił, nie zgorszył. Taki po prostu jest Kimi.
Kimi 100% drunk and Enjoying it on stage.#FIAPrizeGiving #Kimi7 pic.twitter.com/pmAy2g0fYS
— Eau rouge (@Insidef1) 7 grudnia 2018
Fin przez 9 lat był mężem Miss Skandynawii Jenni Dahlman. Para rozstała się w 2014 roku, a kierowca znalazł szczęście w ramionach modelki Minttu Viratanen. Dziś mają syna i córkę, dzieci są dla Kimiego całym światem. Rodzina to schronienie, odskocznia, spokojna przystań. Tata Raikkonen już nie trwoni czasu na świętowanie, gala FIA to cień dawnych szaleństw. Napisać, że kiedyś było z niego niezłe ziółko, to nie napisać nic.
Imprezowicz
Monaco to mekka królów życia, królestwo utracjuszy. Raikkonen swoim występem z 2006 roku dopisał do historii tamtejszego Grand Prix ładny akapit. Jego McLaren z powodu awarii osłony termicznej zatrzymał się wówczas w połowie wyścigu. Fin wysiadł z bolidu, obszedł ścianę oddzielającą tor od zatoki i ruszył pomostem. Nie wrócił do padoku. Minęło kilkadziesiąt minut, kierowcy wciąż zdzierali gumę na asfalcie, a kamery wyłapały Raikkonena, który zrelaksowany siedział w jacuzzi na swoim jachcie w towarzystwie kumpli.
Kilka miesięcy wcześniej Fin wynajął z przyjaciółmi samolot i ruszył do Turynu na finał olimpijskiego turnieju w hokeju na lodzie. Rozgrzani alkoholem imprezowicze znaleźli na pokładzie puder dla niemowląt i wysmarowali się nim od stóp do głów. A dlatego, że lot zaczęli z kraju leżącego poza Strefę Schengen, na ziemi czekała ich kontrola graniczna. Kiedy urzędnik zapytał, skąd przylecieli, Raikkonen odparował: - Z Kolumbii.
Innym razem podczas kontroli bezpieczeństwa Fin wskoczył na taśmę, bo chciał dostać od celników "dokładny obraz swojego ciała". A podczas podróży z Helsinek do Zurychu uznał, że ma ochotę obejrzeć ładny zachód słońca i zarządził międzylądowanie w Reykjaviku.
- Co można robić w Finlandii?
- Cóż, latem możesz łowić ryby i uprawiać seks, ale zimą łowienie ryb to nie najlepszy pomysł.
Przyjaciel Raikkonena Sami Visa w książce "The Unknown" wspomina, jak kiedyś gościł u Fina w Helsinkach. O spokojnym śnie nie było jednak mowy, bo kierowca zbudził go w środku nocy, wpadając do pokoju z muzykami Gun n'Roses. Innym razem przy okazji imprezy w domku wakacyjnym przyjaciela Kimi wyciągnął z gabloty strój Mattiego Nykanena i zorganizował konkurs skoków na poduszki. Rano koledzy znaleźli go w szafie do suszenia. Spał tam na stojąco w temperaturze 45 stopni. Chciał wysuszyć kombinezon, który nocą się zamoczył.
O podpisaniu kontraktu z Ferrari dowiedział się telefonicznie od menadżera. Był wówczas na statku, w drodze na turniej pokerowy. Po odebraniu wieści wyrzucił więc telefon do wody. Na swoją pierwszą konferencję w nowym zespole zaspał, bo całą noc przebalował. Do dziennikarzy oficer prasowy doprowadził go siłą. Wreszcie Fin dotarł do sali, rzekł beztrosko "Buongiorno a Tutti" i pokornie usiadł za stołem.
Złotousty
Raikkonen bon motami błyszczał zarówno w rozmowach z dziennikarzami, jak i w trakcie wyścigu. Podczas GP Abu Zabi Raikkonen gonił Fernando Alonso, a opiekujący się nim Simon Rennie dopytywał, czy chce dostawać informacje o różnicy czasowej. - Po prostu się ode mnie odczep, wiem, co mam robić - odparł Fin zirytowany. A kiedy inżynier przypomniał mu o zarządzaniu temperaturą opon, wypalił wściekły: - Tak, tak, tak, tak! Robię to cały czas! Nie musisz mi o tym przypominać co dziesięć sekund!
- Lewis Hamilton po pierwszym zwycięstwie w GP powiedział, że to lepsze od seksu. Co o tym myślisz?
- Prawdopodobnie nigdy nie uprawiał seksu.
Marc Prestley w książce "Mechanik" opowiada, jak spóźniony Raikkonen zadzwonił do niego podczas prywatnych testów na torze Paul Rickad i poprosił o otwarcie jednego z pustych garaży w alei serwisowej. Okazało się, że Fin przekroczył prędkość na autostradzie, urwał się ścigającym go policjantom i chce szybko ukryć swojego mercedesa na wypadek, gdyby ktoś go szukał.
Zimny drań z Espoo swoim losem dowodzi, że żałować można tylko rzeczy, których się nie zrobiło. I żyje się tylko raz. - Marzył tylko o tym, aby jeździć najszybciej jak się da - pisze o nim Hotakainen. - Wielu takich ludzi pozostaje nieznanych. On też by chciał. Dziś jest już jednak na to za późno.
Autor na Twitterze:
*Pisząc tekst korzystałem z książek "Mechanik" Marca Priestley'a i "The Unknown. Kimi Raikkonen" Kariego Hotakainena.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud