Bernie Ecclestone przez wiele lat sam rządził Formułą 1. Brytyjczyk, po tym jak sprzedał prawa do królowej motorsportu na rzecz Liberty, stał się jej głównym krytykiem. 88-latek nie wierzy w plany dotyczące organizacji wyścigów ulicznych w Londynie czy Miami.
- To się nigdy nie wydarzy - powiedział Ecclestone, który podkreśla, że tory uliczne są bardzo drogie w konstrukcji, przez co rosną koszty organizacji pojedynczego Grand Prix. - Tymczasem Amerykanie zawsze chcą gwarancji, że nie stracą na biznesie - dodał.
Brytyjczyk uważa, że nowy właściciel F1 zbyt szybko podejmuje decyzje o organizacji nowych wyścigów. - Kiedy weszli do tego świata, to zapowiedzieli, że już wkrótce będziemy mieć kalendarz składający się z 25 Grand Prix, z czego aż 6 miałoby się odbywać w Stanach Zjednoczonych. Tyle że oni nie wiedzą jak do tego doprowadzić - stwierdził były szef F1.
Ecclestone nie jest też zwolennikiem wyścigu F1 w Wietnamie. - Sam pozwoliłem, aby ten pomysł umarł w zarodku. Jeśli zapytasz tamtejszych ludzi o F1, nie mają pojęcia o czym mówisz. Nie wiem, czy organizacja wyścigu w takim miejscu to dobry pomysł. Trzeba robić Grand Prix w takich miejscach, gdzie ludzie przyjdą na tor albo kibice znajdą powód, by włączyć telewizor - ocenił.
- To tak samo jak z wyścigiem ulicznym w Londynie. Patrzyliśmy na takie plany przed laty. Okazało się to zbyt skomplikowane, mamy tam na ulicach zbyt wiele ograniczeń. Mieliśmy mnóstwo spotkań w tej sprawie, a na końcu różnica w kosztach organizacji wynosiła 3 mln funtów. Jednak trzeba lać wodę na niektórych spotkaniach, by było o czym mówić. Lepiej zapomnijmy o całej sprawie - podsumował Ecclestone.
ZOBACZ WIDEO Dziwna mania w polskich skokach. "Dla mnie to niezrozumiałe"