Świat motoryzacji idzie w kierunku pojazdów elektrycznych. To fakt, który przeraża wielu fanów sportowych motorowych. Większość kibiców nie wyobraża sobie wyścigów bez hałasu silników spalinowych i charakterystycznych zapachów benzyny czy oleju. Niektóre modele samochodów drogowych nie mają już swoich odpowiedników korbowo-tłokowych. Są państwa, które dotują nawet zakup pojazdów w pełni elektrycznych, aby przekonać społeczeństwo do przyjaznych środowisku zmian.
Ekologia od dawna ingeruje w motorsport, z roku na rok coraz mocniej. Formuła 1 przeżyła już rewolucję hybrydową, kiedy to stary typ jednostek napędowych zastąpiły nowe - turbodoładowane, ze wsparciem hybrydowym. To jednak wciąż zbyt mało, by zadowolić entuzjastów ochrony środowiska.
Z tego też powodu kolejne dyscypliny decydują się na wprowadzanie elektrycznych serii wyścigowych. Od kilku lat fani mogę oglądać wyścigi Formuły E, która działa pod skrzydłami FIA i właśnie zaczyna kolejny sezon. Obecnie FE rozwija się niezwykle szybko. Dołączają do niej coraz to nowi kierowcy i co ważniejsze, nowi producenci.
Formuła E na fali wznoszącej
W sezonie 2018/2019 do rywalizacji "elektryków" dołączyły BMW oraz Nissan. Za rok ma się pojawić także Mercedes. W FE ścigają się już Audi, Jaguar i Mahindra. Wśród kierowców warto wyróżnić Felipe Massę, Olivera Rowlanda, Stoffela Vandoorne'a, Pascala Wehrleina i Sebastiena Buemiego.
Wyścigi Formuły E odbywają się na ulicach miast, co ma uatrakcyjnić rywalizację. Pojazdy nie są bowiem tak szybkie jak bolidy Formuły 1. Kierowcy rywalizują nie na ilość okrążeń, a na czas. Walka trwa przez 45 minut i jedno okrążenie. Wygrywa ten, który pierwszy przekroczy linię mety. Zawodnicy muszą uważać na stan baterii swoich pojazdów.
Bolidy FE standardowo używają mocy 200kW. Od nowego sezonu pojawia się jednak innowacja, nazwana przez władzę serii "attack mode". Kierowcy będą mieli opcję przejścia na taki tryb, poprzez przejazd przez specjalnie wyznaczoną na torze strefę i wcisnąć specjalny przycisk na kokpicie. Taka możliwość pojawi się od drugiego okrążenia. Podniesie ona moc do 225kW.
Jeśli zawodnik wyjedzie poza tor i straci bardzo dużo czasu, będzie miał możliwość czasowego podniesienia mocy trybem "fanboost", który poniesie możliwości pojazdu do 240-250kW. Kibice dowiedzą się o użyciu przez kierowca wsparcia poprzez lampę LED, która zaświeci się w okolicy systemu Halo.
Formuła 1 nie przejdzie na układy elektryczne
Pojawiły się już postulaty, aby F1 także przeszła na silniki elektryczne. Na łamach mediów rozważał to nawet Ross Brawn, dyrektor sportowy serii. Brytyjczyk stwierdził jednak, że takowe jednostki napędowe póki co nie gwarantują odpowiedniego widowiska. Okazuje się jednak, że nie jest to jedyny problem.
Szef Formuły E, Alejandro Agag twierdzi, że FE ma z FIA kontrakt na wyłączność i przynajmniej do 2039 roku będzie jedyną elektryczną serią wyścigową działającą oficjalnie pod skrzydłami federacji. - Ross powiedział, że F1 może przejść na silniki elektryczne za pięć czy dziesięć lat. Nie mogą. Formuła E ma kontrakt na wyłączność w tej kwestii. Został on podpisany na 25 lat, za nami dopiero cztery z nich. F1 może zacząć korzystać z silników elektrycznych dopiero w roku 2039. I to pod warunkiem, że wcześniej nie przedłużymy naszej umowy z FIA - zdradził Hiszpan.
Prezydent FIA również zaprzeczył, jakby F1 mogła przejść na silniki elektryczne. - Mówienie o tym, że Formuła 1 w przyszłości może stać się elektryczna jest nonsensem. To się nie wydarzy. Tego nie można zrobić - powiedział Jean Todt.
Świat wita kolejne elektryczne serie
Sezon 2019 będzie inauguracyjnym dla serii MotoE, która będzie się ścigać przy europejskich rundach MotoGP. W rywalizacji zobaczymy aż 12 zespołów, w barwach których powalczą znani i utalentowani zawodnicy. Najgorętsze nazwiska to Bradley Smith, Xavier Simeon i Sete Gibernau.
Motocykle elektryczne serii MotoE rozpędzają się do 270km/h i osiągają moc 120kW. Bateria doładowuje się od 0 do 85 proc. w około 20 minut. Największym problemem inżynierów i mechaników było do tej pory chłodzenie. Teoretycznie klasa ta może w przyszłości zastąpić na przykład Moto2. W tej chwili jest to jednak niemożliwe, ponieważ bateria wystarcza na przejechanie niewielkiej liczby okrążeń.
Nie próżnują również rajdy samochodowe. Władze rallycrossu oficjalnie poinformowały, że elektryczny EWRX ruszy już w 2020 roku. Jedna z gwiazd dyscypliny, Petter Solberg uważa, że im szybciej, tym lepiej. - Uważam, że powinniśmy mieć jasny plan, kiedy i jak przechodzimy na elektryczność. Zróbmy ten krok. Właśnie w tym kierunku musimy iść. Czas leci, to i tak musi się wydarzyć, taka zmiana to absolutna konieczność. Jasnym jest, że nie ominie to rallycrossu - powiedział Solberg.
Podobnego zdania na temat swojej dyscypliny jest gwiazda WRC, Sebastien Ogier. Francuz uważa, że Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Świata muszą dostosować się do obecnie panującego trendu, jeśli chcą pozostać atrakcyjne i konkurencyjne. - Musimy popatrzeć przychylniej w stronę silników elektrycznych. To tylko wykonanie ruchu, który zrobiły już inne dyscypliny. Na pewno jest to niełatwy krok, ale nadszedł dobry moment, by zachęcić nowych producentów do wejścia do WRC przy jednoczesnym zaspokojeniu potrzeb społeczeństwa - powiedział aktualny mistrz świata WRC.
Zmiany są nieuniknione
Większość kibiców nie popiera rewolucji elektrycznej. Fani motorsportu uwielbiają dźwięk silników i zapachy wprost z jednostek spalinowych. Niektórzy żartują nawet, że czas zmienić nazewnictwo wyścigów z "motorsport" na "elektrosport". Świat idzie jednak w kierunku ekologii, nie zabierając ze sobą jeńców. Jedną z ofiar są sportowy motorowe.
Trudno, aby podobał się dźwięk przejeżdżającego przez prostą bolidu Formuły E czy też motocykla MotoE. Miejmy nadzieję, że jak najdłużej będzie nam dane cieszyć się rozgrywaniem mistrzostw jednocześnie na silnikach spalinowych i elektrycznych. Trudno jednak być optymistą. W dłuższej perspektywie stare i dobre jednostki napędowe odejdą w zapomnienie.
ZOBACZ WIDEO: Rok 2018 w skokach: najlepszy sezon Stefana Huli. "Rozczarowanie i... wielki sukces"