Nagonka na Hamiltona nie jest przypadkowa. Brytyjczykowi nie pomaga kolor skóry

Getty Images / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Getty Images / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

Lewis Hamilton znów znalazł się na ustach kibiców i krytyków. Brytyjczyk podczas gali BBC nazwał swoje rodzinne miasto slumsami. Kierowca Mercedesa natychmiast się poprawił, jednak nie przyniosło to żadnego skutku.

W tym artykule dowiesz się o:

Lewis Hamilton nie ma łatwego życia. Wystarczyło, by z jego ust padły niezbyt dyplomatyczne słowa, nazywające rodzinne miasto slumsami, aby w mediach rozpętała się prawdziwa burza. Dość powiedzieć, że kierowca Mercedesa poprawił się kilka sekund po wypowiedzeniu określenia "slumsy". Można śmiało powiedzieć, że nie dało się tej pomyłki odkręcić szybciej. Nic to jednak nie dało.

Slumsy. Jedno słowo, które wywołało kataklizm. Każdy z nas z pewnością ma na swoim koncie wiele przejęzyczeń i pomyłek w wypowiedziach. To zupełnie normalne. Szczególnie, jeśli mamy przed sobą większą ilość osób i pojawia się presja wystąpienia publicznego. Nikt nie jest nieomylny. Nawet pięciokrotny mistrz świata Formuły 1 ma prawo popełnić błąd.

Cała wypowiedź Hamiltona brzmiała tak. - To była naprawdę długa podróż. Wielkim marzeniem mojej rodziny było zrobić coś innego. Dla nas to było jak wyjście ze slumsów, to znaczy nie ze slumsów, ale po prostu chcieliśmy się wyrwać, gdzieś przenieść i osiągnąć coś - powiedział.

Warto zwrócić uwagę na natychmiastową poprawkę. Nie dało się tego zrobić szybciej. Brytyjczyk momentalnie zorientował się, że użył złego słowa. To nie była refleksja po paru minutach, po gali czy też tydzień później. Niestety dla Hamiltona, błąd został odnotowany. Informacja poszła w świat i stała się najważniejszą wiadomością w pięciu największych brytyjskich dziennikach, na BBC oraz wielu stronach internetowych, nie wspominając o tym, jak szybko obiegła cały świat.

Ikona publicznej krytyki

Scott Mitchell z "Motorsportu" uważa, że wielu osobom było na rękę rozdmuchanie pomyłki do miana wielkiego problemu. - Nikt nie odpuści sobie okazji, żeby zmieszać z błotem sportową ikonę. Drobnostka urosła do miana wielkiego problemu. Małe przejęzyczenie stało się świetną okazją do publicznego linczu. Hamilton nie pierwszy raz znajduje się na celowniku - powiedział Mitchell.

Sam Hamilton próbował się bronić umieszczając na Instagramie film, który kilka dni później został usunięty. - Wybrałem złe słowa, ale nie miałem zupełnie tego na myśli. Nie bierzcie ich do siebie - mówił w nagraniu.

Pięciokrotny mistrz świata był wiele razy atakowany przez krytyków i media. Rok temu podczas gali BBC wystąpił bez czarnego krawata, a na tegorocznej edycji naraził się zielonymi spodniami. Można to oczywiście uznać za brak klasy i wielką zbrodnię. Warto jednak dodać, że na tej samej ceremonii Kimi Raikkonen wyszedł na scenę kompletnie pijany. Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby role się odwróciły i to Hamilton miał we krwi sporo alkoholu. To tylko jeden z przykładów.

Rasizm to problem całej Wielkiej Brytanii

Brytyjski dziennikarz Mitchell zwraca uwagę na problem rasizmu w jego kraju. - Ostatnio Raheem Sterling zarzucił, że media napędzają rasizm, ponieważ przedstawiają czarnoskórych sportowców w innym świetle niż białych. Piłkarz podał przykład informowania o zakupie domu przez niego oraz białoskórego Tosina Adarabioyo. Według Sterlinga użyte słowa i sposób przekazu od razu stawiały czarnego chłopaka w złym świetle - stwierdził ekspert "Motorsportu".

Nadmierna krytyka Hamiltona nie jest tak oczywista i brutalna jak rasistowskie piosenki na stadionach czy też brutalne ataki na czarnoskórych na ulicy. Stąd też problem wydaje się błahy i nieistotny. Tak nie jest. Oczywiście, część negatywnych wypowiedzi i ataków wynika z faktu, że Brytyjczyk jest dominatorem w F1 i ma specyficzny sposób bycia.

Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że nie jest to typowy, standardowy mistrz.
Dotychczasowe ikony wyglądały inaczej. Były bardziej szablonowe. Charakter, pochodzenie, kolor skóry, w końcu rosnący status jako ikony społecznej. To wszystko sprawia, że Lewis Hamilton jest kontrowersyjny sam w sobie, bez dodatkowych incydentów na torze.

Aż strach pomyśleć, jaka byłaby reakcja opinii publicznej, gdyby zachowywał się on tak jak na przykład Max Verstappen po starciu z Estebanem Oconem po tegorocznym Grand Prix Brazylii. Może Holender nie zyskał z powodu szarpaniny nowych fanów, ale nie został też napiętnowany.

Media nie pomagają czarnoskórym gwiazdom

Podobnego zdania jest dziennikarz "Motorsportu". - Krytyka i poniżanie Hamiltona czy Sterlinga świadczy tylko o tym, że nie każdemu pasuje ich sukces. Wielu osobom nie podoba się, że są na szczycie. Jeśli tylko pojawia się okazja, by zmieszać ich z błotem, to właśnie się dzieje. Media w tym nie pomagają. Kierowca F1 przeprosił publicznie na Instagramie, a portale informacyjne zaraz nazwały to dyplomatycznym wybrnięciem z sytuacji - zauważył Mitchell.

W ten sposób bagatelizuje się plusy Hamiltona. Wszystkie jego dobre cechy, których z pewnością posiada sporo, są spychane na dalszy plan. Wszystko, co zrobi, jest interpretowane negatywnie. Tak naprawdę z sytuacji takich jak przejęzyczenie na gali BBC, nie ma dla Brytyjczyka dobrego wyjścia. Co by nie zrobił, zostanie to obrócone przeciwko niemu.

Nikt z nas nie jest w stanie wejść w skórę Hamiltona i zrozumieć, co czuje. Każdy ma prawo do błędu. W tym wypadku jest on jednak wyjątkowo kosztowny i to nie pierwszy, ani nie ostatni taki przypadek.

Kierowca Mercedesa to nie jest zwykły, standardowy i książkowy mistrz. To czarnoskóry mistrz świata z marginesu społecznego. Trudno przypuszczać, żeby sytuacja uległa zmianie. Pięć tytułów w Formule 1 nie pomogło Hamiltonowi zyskać publicznej sympatii. Pozostaje mieć nadzieję, że Brytyjczyk będzie w przyszłości oceniany głównie za postawę na torze.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli

Źródło artykułu: