Kimi Raikkonen pożegnał Ferrari. "Czas na zmiany"

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen

- Już raz opuszczałem Ferrari, więc to dla mnie nic nowego. Czas na zmiany - mówi Kimi Raikkonen. W tym roku zakończyła się wieloletnia przygoda Fina z zespołem z Maranello.

W tym artykule dowiesz się o:

Wprawdzie Kimi Raikkonen zdobył tylko jeden tytuł mistrzowski dla Ferrari, ale i tak zapisał się w historii zespołu z Maranello. Pod względem liczby występów za kierownicą czerwonego samochodu doświadczonemu Finowi ustępuje jedynie Michael Schumacher. W życiu 39-latka czas jednak na nowe wyzwania, bo w roku 2019 będzie kierowcą Saubera.

- Już raz opuszczałem Ferrari, więc to dla mnie nic nowego, chociaż tym razem historia wygląda inaczej. Czas zrobić coś innego, czas na zmiany. Z entuzjazmem podchodzę do tego etapu życia, który właśnie się rozpoczyna. Zmienianie miejsca pracy jest częścią życia i dotyczy wszystkich, nie tylko mnie, ale też zespołu - powiedział Raikkonen na pożegnanie ze swoim dotychczasowym pracodawcą.

Fin jest zadowolony z tego, co udało mu się osiągnąć jako kierowca Ferrari. - Razem osiągaliśmy świetne wyniki. Dzięki temu zespołowi zostałem mistrzem świata i wszedłem do wąskiego grona ludzi, którzy odnieśli sukces w F1. Dwukrotnie wygrywaliśmy tytuł wśród konstruktorów. To coś fantastycznego. Oczywiście, były też mniej udane momenty, ale one są częścią tej gry. Zobaczymy, co przyniesie mi przyszłość - dodał.

Raikkonen nie ukrywa, że Ferrari jest wyjątkowym zespołem i jazdy w czerwonych barwach nie można porównać do niczego innego. - Ferrari różni się od pozostałych ekip. Gdziekolwiek jesteś, barwy zespołu są wszędzie. To wyjątkowa mentalność, szczególna pasja. Czy Włosi są zbyt emocjonalni? Nie, nie powiedziałbym tego, chociaż czasem lepiej zachować spokój. Może to dziwnie zabrzmi, ale przez lata wykonaliśmy świetną robotę - podsumował.

ZOBACZ WIDEO: Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli

Źródło artykułu: