Amerykański zespół współpracuje z Ferrari od czasu wejścia do Formuły 1. Dzięki dobrom z Maranello ekipa jest w stanie bardzo skutecznie rywalizować z innymi zespołami ze środka stawki. Zak Brown uważa jednak, że rola "teamu B" powoduje, że ekipy takie jak Haas nigdy nie będą miały szans na dołączenie do czołówki F1.
Związek Haasa z Ferrari wzbudził wiele kontrowersji, mimo, iż jest w stu procentach legalny. Pojawiły się głosy zarzucające Amerykanom, że nie mają pełni praw do swojego projektu, a takie działania jak pobieranie najistotniejszych części od silnej ekipy powodują podział Formuły 1 na zespoły pierwszego i drugiego sortu.
Zak Brown chciałby, żeby przepisy dotyczące "teamów B" były bardziej jasne i restrykcyjne. - Haas wykonuje wspaniałą pracę, chciałbym zaznaczyć to na wstępie. Bardzo szybko zaczęli osiągać świetne wyniki. Nie da się tego nie docenić. Niestety, regulacje dotyczące "teamów B" są wciąż niejasne. Liberty Media adresuje swój biznesowy model takich zespołów do większych ekip, które zwyczajnie z tego korzystają - powiedział.
- Wielcy zyskują pod względem technicznym czy politycznym. Taki scenariusz nie jest dobry dla tego sportu i liczę na to, że coś się zmieni. "Team B" nigdy nie będzie tak szybki, jak zespół główny. W ten sposób dzielimy z góry F1 na lepszych i gorszych. W perspektywie krótkoterminowej można na tym zyskać, ale długofalowo, ogranicza się możliwości teamu. Można osiągnąć pewien pułap, którego nie da się przeskoczyć - wyjaśnił.
Według szefa McLarena, taki podział nie powinien mieć miejsca. - Każdy ściga się po to, by wygrywać. Mając świadomość pewnych granic, traci się sens rywalizacji. "Team B" nigdy nie będzie miał statusu kandydata do walki o tytuły. Nie widzę sensu bić się o ósme miejsce i uważać to za cel główny - zakończył Brown.
ZOBACZ WIDEO: Przygoński jednym z faworytów na Dakarze. "Ma ogromne doświadczenie i spokój"