Jeszcze niedawno ekipy miały do dyspozycji cztery jednostki napędowe na sezon, co dawało możliwość zmiany silników co pięć wyścigów. Wydłużenie żywotności serc bolidów do siedmiu weekendów to spore wyzwanie przede wszystkim dla Hondy. Japończycy wciąż uczą się Formuły 1 i rozwijają swoje produkty.
Szef ekipy Toro Rosso, Franz Tost uważa, że Honda bardzo szybko zbliża się do poziomu najszybszych producentów silników w stawce. - Wykonali świetną robotę przez ten rok. Niezawodność i wydajność znacząco wzrosły - powiedział.
Jednocześnie Tost zwraca uwagę na kontrowersyjny zapis, zmniejszający ilość jednostek napędowych na sezon. - Według mnie, trzy silniki na rok to zbyt mało. Powinniśmy mieć możliwość użycia większej liczby, to byłoby lepsze dla rozwoju tego sportu. Mam nadzieję, że przepisy się zmienią. Póki co, nie wiem jeszcze ile jednostek napędowych ostatecznie wykorzystamy w trakcie sezonu - wyjaśnił.
Szef projektu F1 Hondy, Masashi Yamamoto potwierdził, że Japończycy poczynili spore postępy. - Początkowo nie rozwijaliśmy się tak, jak oczekiwaliśmy. Na szczęście pod koniec udało się złapać wiatr w żagle. Cieszymy się, że w 2019 roku będziemy współpracować z bardzo mocnym zespołem, to powinno nam pomóc, mimo większej presji - powiedział Yamamoto.
Przed Hondą spore wyzwanie. Rozwijanie tak młodego projektu przy ograniczonej liczbie silników nie jest zadaniem łatwym. Tym bardziej, że Japończycy będą obsługiwać jednocześnie dwa zespoły. W przypadku Red Bulla, niezawodność może być kluczowa. Nacisk na ograniczenie liczby jednostek napędowych ze strony Mercedesa czy Ferrari nie dziwi. W ten sposób czołowe ekipy mogą nieco spowolnić postępy Hondy i utrzymać swoją dominację w Formule 1.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Wyjątkowa edycja wyścigu za nami. "Wydmy dały się kierowcom we znaki"