Bunt w Formule 1. Promotorzy wyścigów mają dość Liberty Media
Liberty Media ma kolejny problem do rozwiązania. Zarządcy kilku Grand Prix zawiązali koalicję i straszą właściciela Formuły 1 rezygnacją z królowej motorsportu, jeśli wyścigi nie będą organizowane na korzystniejszych dla nich warunkach.
- Wszyscy są niezadowoleni. Pomysły Liberty Media są chaotyczne. Do tej pory wszyscy siedzieliśmy cicho, ale mamy olbrzymie obawy o przyszłość Formuły 1 pod rządami tych ludzi - powiedział Stuart Pringle, szef toru Silverstone i równocześnie przewodniczący stowarzyszenia, które skupia wszystkich promotorów.
We wtorek w Londynie ma dojść do spotkania promotorów z przedstawicielami Liberty Media. Rozmowy będą prowadzone w nerwowej atmosferze. Działaczom nie podoba się to, że płacą ogromne pieniądze za prawa do organizacji Grand Prix, podczas gdy właściciel F1 zaproponował władzom Miami, aby tamtejszy wyścig był zwolniony z opłat.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (highlights): widowiskowy nokaut "latającym kolanem"- Miami dostało bezpłatną ofertę. Tak dobrze chyba nikt nie ma w F1. Szkoda mi chłopaków z Austin, którzy ciężko pracują, aby cokolwiek zarobić na wyścigu w USA. Jeśli ten trend się utrzyma, to F1 będzie się ścigać na torach drugiej kategorii. Jeśli w ogóle będzie się ścigać - dodał Pringle.
Inny z promotorów na łamach "Daily Mail" ocenił Chase'a Careya i pozostałych pracowników Liberty Media jako "ślepców prowadzących głuchoniemych". W trakcie wtorkowych negocjacji działacze zamierzają postraszyć Amerykanów rezygnacją z F1 i organizacją innych kategorii wyścigowych na swoich obiektach.
Dla właściciela królowej motorsportu to kolejny problem. W niedzielę pojawiła się nawet plotka mówiąca o tym, że Liberty Media bierze pod uwagę sprzedaż F1. Biorąc jednak pod uwagę, że Amerykanie nabyli ten biznes przed niespełna trzema laty od Berniego Ecclestone'a za 8 mld dolarów, to taki ruch wydaje się mało prawdopodobny.