W sezonie 2007 Kimi Raikkonen został mistrzem świata w barwach Ferrari, a rok później Felipe Massa był o włos od powtórzenia wyczynu Fina. Na pocieszenie włoskiemu zespołowi pozostała wygrana w klasyfikacji konstruktorów. Od tamtych wydarzeń minęła ponad dekada, a stajnia z Maranello nadal czeka na kolejne mistrzostwo.
Bunt promotorów nie zatrzyma zmian w F1. Czytaj więcej!
Massa za taki stan rzeczy wini presję, jaka ciąży na kierowcach startujących w czerwonych samochodach. - W Ferrari wiele rzeczy dzieje się pod wpływem presji. Zespół bardzo mocno ją odczuwa. W środku ekipy zawsze było tak samo. Był taki moment, gdy to ciśnienie było mniejsze, bo Ferrari w okresie rządów Jeana Todta potrafiło wygrywać. Zresztą, to był facet, który kontrolował każdą część zespołu. Potrafił wszystko zorganizować bez tworzenia dodatkowych oczekiwań - powiedział brazylijski kierowca, który pożegnał się z F1 po sezonie 2017.
Najlepszym potwierdzeniem słów Massy są wydarzenia z minionego sezonu, kiedy to Sebastian Vettel kilkukrotnie w dość błahych sytuacjach popełniał błędy i tracił przez to cenne punkty. W efekcie Niemiec przegrał z kretesem walkę o tytuł z Lewisem Hamiltonem. Za brak sukcesu po zakończeniu kampanii zapłacił Maurizio Arrivabene, który stracił stanowisko szefa Ferrari.
- W Ferrari zawsze odczuwasz presję i masz obowiązek wygrywania. To problem - dodał Massa.
Pierre Gasly otrzymał nagrodę od losu. Czytaj więcej!
Nowym szefem ekipy z Maranello został Mattia Binotto. Massa trzyma kciuki za efekty pracy Włocha. - To spokojny gość. Potrafił pracować w ciszy, bez tworzenia jakiegoś ciśnienia. Jednak teraz przed nim nowe otwarcie. Nigdy wcześniej nie był szefem zespołu. Zobaczymy jak sobie poradzi, bo to na pewno ważna zmiana. Będzie też odpowiadać za dział techniczny. To się może udać. Życzę mu wszystkiego dobrego, bo znamy się odkąd dołączyłem do Ferrari - podsumował Massa.
ZOBACZ WIDEO Prezes PKN Orlen uspokaja kibiców. "Nie wycofamy się ze sponsoringu sportu"